piątek, 30 października 2015

Garść informacji z drugiej strony monitora

OK, powiem to wprost.
Wypaliłam się.
Nawet nie chodzi o to, że nie mam pomysłu na dalsze notki. W moim wieku pokłady weny zazwyczaj są jeszcze na przyzwoitym poziomie, nie ma co gderać. Więc jaki jest powód? Po pierwsze - nie mam czasu. Na litość Boską, po dwóch miesiącach powinnam przywyknąć do nowej szkoły i w ogóle, ale nie mogę jakoś wygospodarować sobie godziny lub dwóch na pisanie opowiadań o Kodzie Lyoko.
Nie wspominając, że moja obsesja na punkcie tej kreskówki dawno minęła i raczej się nie "odrodzi".
Ok, ok, nie mówię, że nie nie będę kontynuować pisania fanficków, jeśli uda mi się coś nabazgrać, to raczej jednak na tym drugim blogu o KL. A jeśli już na tym, to najprawdopodobniej nie będę się bawić w pisanie od nowa całego opowiadania, tylko doprowadzę wersję pierwotną do końca.
Może.

Na teraz mam tylko garstkę informacji, na których chciałam oprzeć fabułę tego opowiadania.

Po pierwsze i najważniejsze, chciałam rozbudować wątek Ulumi (w sumie to był mój cel od początku, ale jakoś nie mogłam się przemóc), może Odda i Sary, co do Jeremiego i Aelity nie mam już takiej pewności.
Po drugie, według moich pierwszych ustaleń w projekt Echo zamieszana była głównie Abigel. Po zakończeniu akcji została w Iluzjonie/zginęła (jakkolwiek - nigdy nie była z Williamem).
Trzy. Iluzjoniści wszczęli bunt (kto by się spodziewał, nie?) i obalili "tyranów".
Cztery. Strażniczki zdradziły Wojowników i wydały ich w ręce wrogów, ale obie zginęły pod koniec rebelii.
Pięć. Xana został bezpowrotnie zniszczony (wreszcie), a fabryka wraz z Superkomputerem zostały zniszczone. Lyoko przestało istnieć.

Spojlery zawsze spoko, co nie?
Miłego weekendu/Halloween/Świąt/Szcześliwego Nowego Roku/Smacznego jajka, bo nie wiem, kiedy znowu coś tu nabazgrzę.
Do zobaczenia!

sobota, 25 lipca 2015

#2 Pomysł cz.2

Aelita patrzyła, jak ikony plików odczepiają się od ścian Wieży i falami spływają w dół budowli, powoli znikając w kusząco białym rozbłysku światła u jej podnóży, który po krótkiej chwili wypełnił sektor górski, jak i wszystko wokół niej.

Perspektywa Yumi

- Myślisz, że to dobry pomysł?
Siedzieliśmy na jednej z parkowych ławek i staraliśmy się nie myśleć o przepadających nam właśnie sprawdzianach. Gimnazjum to nie taka prosta sprawa.
- Pewnie! - prychnął Odd. - Niczego lepszego nie zdołacie wymyślić.
Widząc moje zwątpienie, pospiesznie dodał:
- Zaufaj mi, jestem artystą.
Opierający się o śmietnik Ulrich parsknął i przeczesał palcami swoje gęste, kasztanowe włosy.
- Kiedy ostatnio to słyszałem? Ach, tak, kilka godzin przed tym, jak Kiwi ufaflunił moją pościel swoją sierścią i śladami po różowej farbie, której ty nie raczyłeś sprzątnąć przed naszym treningiem!
William roześmiał się i poklepał Włocha po ramieniu.
- No, Odd, nieźle. Nieźle!
Ulrich spojrzał na mnie wymownie, ale udałam, że tego nie dostrzegłam.
- Na czym dokładnie polega ten twój pomysł? - powiedziałam szybko, chcąc ratować sytuację.
Odd przeciągnął się, wstał i otrzepał spodnie.
- Kiwi! - zawołał na biegnącego ku nam psa, chwycił go w ramiona i pozwolił mu wylizać swój policzek lepkim, śmierdzącym językiem. Skrzywiliśmy się z niesmakiem. - Musimy włamać się do gabinetu dyra, zmienić temat następnych zajęć z plastyki i zwiać. Proste!
- Chyba śnisz - Ulrich uniósł brew.
- To świetny pomysł! - zawołał w tym samym czasie William i spojrzał na Niemca pełen satysfakcji. - No, chyba, że ktoś cyka się przed dyrektorem...
- Ja... - Ulrich urwał, poczerwieniał na twarzy i pokręcił głową. Wszyscy wiedzieliśmy, jak jego ojciec zareaguje na kolejny wybryk.
- William, dość - rzuciłam w przestrzeń. Może to trochę egoistyczne, ale wiedziałam, że Dunbar zatańczy, jak ja mu zagram i zgodzi się na wszystko, jeżeli to ja go poproszę. Gdyby nie było to nieco przerażające, uznałabym takie zachowanie za słodkie. Cóż.
- Ostatnio mieliśmy niezły pokaz twojej brawury - mruknął Ulrich, krzyżując ramiona. - Kolejne długie miesiące użerania się z Xaną, bo...
- Beze mnie nie pokonalibyście ani Xany, ani Tyrona - wycedził Anglik.
- Tylko, jakbyś nie wiedział, Xana nie został jeszcze pokonany.
- Chłopaki, spokój. Ani ja, ani Jeremy czy Aelita, nie wyraziliśmy swojego zdania. Może przestaniecie na te kilka minut, kiedy zadzwonię do fabryki i spytam się ich, co o tym myślą? - zdenerwowałam się, a mój głos stał się o kilka tonów wyższy. Mimo to zarówno jeden, jak i drugi, przerwali kłótnię, a ja wystukałam numer Jeremiego.
- Nie mają zdania - powiedziałam po chwili.
- Czyli dwa na jednego, ha! - William wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Jakbyś zapomniał, Yumi też umie mówić - Ulrich spojrzał mi w oczy. - I chętnie podzieli się swoim zdaniem.
- Moim zdaniem powinniśmy spróbować - odparłam, odwzajemniając spojrzenie. - Ale bez Williama.
- Że...
- Stoi. Dobra, ludzie, dzisiaj punkt osiemnasta przy wejściu. Spadam na obiad. To nara!
Odd wpakował swojego kundla pod bluzę i popędził do internatu.
William spojrzał na mnie z rezygnacją, po czym westchnął ciężko i pokręcił głową. Nie rozumiał mojej decyzji, ale uszanował ją.
Odwróciłam się do Ulricha.
- Odd powiedział ci, jak ma zamiar to zrobić?
- Nie - pokręcił głową z nikłym uśmiechem. - Wiem dokładnie tyle, co ty.

~~~~

- Że... jak?
Ostatnio nauczyciele wprowadzali do elektronicznego dziennika tematy kolejnych lekcji z wyprzedzeniem - żeby dyro miał pewność, że wiedzą, co mają przygotowywać, i że na pewno wtłoczą odpowiednio dużo wiedzy do głów swoich uczniów. Metoda może i była dobra, ale nie we wszystkich przypadkach - w większości nauczyciele przypominali sobie o danym temacie chwilę po otworzeniu komputera i lekcje prowadzone były jak zawsze. Jedynym plusem był fakt, że uczniowie przestali ściemniać co do przerobionych kilka dni wcześniej zagadnień. Zawsze łatwiej jest powtarzać to, co już się umie, prawda?
Nasza nauczycielka od plastyki była lekko roztrzepana. Nosiła staromodne, długie do kostek sukienki w pastelowych kolorach, jej długie i kręcone rude włosy prezentowały się w artystycznym nieładzie, oczy za grubymi szkłami okularów nie potrafiły skupić się na jednym miejscu , a fartuch lekarski, który zawsze nosiła, poplamiony był niebieską i żółtą farbą.
Belferka nie przejmowała się najnowszymi tematami prac. Na początku każdej lekcji wybierała jedną osobę, która odczytywała temat z monitora i zapisywała go na tablicy. Ona tylko oceniała dzieła uczniów pod względem wyobraźni, staranności i prawidłowego użycia perspektywy, cieniowania, światłocienia... mimo wszystko była z niej miła kobieta.
- Mówię wam - pieklił się Odd. - Ja, Jeremy i Aelita wedrzemy się do pokoju dyrektora, wpiszemy nowy temat, zatwierdzimy zmianę i uciekniemy przez okno, a w tym czasie Yumi i Ulrich będą stali na czatach - Włoch mrugnął do bruneta, na co oboje poczerwienieliśmy. - Stary, oddaję wam niezłą przysługę.
- Dobra - pokręciłam głową, przerywając jego planowanie. - Powiedz tylko jeszcze raz, jak ma brzmieć ten nowy tytuł.
- Świat z moich snów - odparł dumny Odd. Ulrich parsknął śmiechem.
- I ty uważasz, że to przejdzie?! Odd! W zeszłym roku rysowaliśmy ołówkiem ulicę!
- Poza tym, myślisz, że Sara nie skapnie się, że maczaliśmy w tym palce? - wtrącił Jeremy.
- I co dokładnie chcemy tym dowieść? - dodałam.
Odd westchnął, zniecierpliwiony:
- Ulrich. Babka nie skapnie się, że podmieniliśmy tematy, a jeśli nawet, ten na pewno jej się spodoba, jest o niebo lepszy od przerysowywania wieży Eiffle'a. Jeremy. Sara nie miała jeszcze ani jednej lekcji plastyki w tej szkole. Yumi... - urwał.
- Chcemy zobaczyć, ile wie - zakończyła za niego Aelita.
- I czy ma talent plastyczny - dodał Odd z rozbrajającym uśmiechem.
Westchnęłam.
- Dobra. To może się udać.


~~~~
Ta daaaa!
Wróciłam z kolonii, mogę pisać. jak Wam się podoba ten rozdział? Dajcie znać, co o tym myślicie.
Do następnego!
Pozdrawiam!~

piątek, 10 lipca 2015

#2 Pomysł cz.1

Perspektywa Sary:

- Hej, mała - usłyszałam przy uchu cichy głos i wzdrygnęłam się mimowolnie.
- Cześć, Odd - odparłam z uśmiechem. - Jak leci?
Włoch wzruszył ramionami.
- Bywało gorzej, bywało lepiej... więc chyba normalnie. A u ciebie, bella ragazza? Chcę ci kogoś przedstawić, polubisz ich.
- Więc nie kogoś, a całą bandę ktosiów - parsknęłam. Obecność nowego kolegi wprawiała mnie w dobry humor, mimo że przed chwilą nie byłam w nastroju do żartów. - U mnie bez zmian - dodałam po chwili namysłu.
Della Robbia zmarszczył brwi w zamyśleniu, ale nie powiedział nic konkretnego.
- Pan Ponury miał rację, serio są podobne - mruknął, a przynajmniej tyle z tego zrozumiałam.
- Co?
- Nic nie mówiłem! - machnął ręką i krzyknął przez ramię: - Chodźcie, nie ugryzie was!
Z ławki przy internacie poderwała się dość ekscentryczna grupka - dwie dziewczyny i trzech chłopców. Każde z nich miało własny styl, każde inną figurę, inny sposób chodzenia.
Jako pierwsze dotarły do nas dwie nastolatki - znana mi głównie z widzenia Yumi i druga, o różowych włosach. O ile Japonka mimo upału miała na sobie czarny top i również ciemne rybaczki, jej przyjaciółka założyła liliową, przewiewną sukienkę. Twarz różowo-włosej wydała mi się znajoma, ale nie zastanawiałam się nad tym dłużej.
Następnie przyszli chłopcy - Ulrich, wyglądający na kujona blondyn w okularach i wysoki, umięśniony brunet o zagadkowym wyrazie twarzy. Zarówno ten ostatni, jak i Niemiec, nie spuszczali wzroku z Yumi. Ten czarny to musi być William, pomyślałam.
Odd przedstawił mi kolejno - Yumi, Aelitę (Ulricha już znasz), Jeremiego i właśnie Williama.
- Odd, wygrałem zakład - mruknął cicho szatyn, przyglądając się dla odmiany mnie i różowej.
- To... jest rzeczywiście zaskakujące - dodał okularnik, również najwidoczniej nas porównując.
- Dziwne, Jeremy. To jest po prostu dziwne - Yumi zmarszczyła brwi i zwróciła się do mnie: - Chodźcie ze mną do łazienki. Tam jest lustro.
- Tylko nie wrzeszczeć zbyt głośno, bo jeszcze Jim pomyśli, że robimy wam nie wiem co - ostrzegł nas Odd.

Stanęłyśmy przed drzwiami dziewczęcej ubikacji na piętrze internatu. W czasie przerw nie można było przebywać w tym budynku, wiedziałam o tym. Fakt faktem, że w godzinach przedpołudniowych właśnie ta toaleta jako jedyna świeciła pustkami.
Odd wyglądał, jakby sam chciał przekroczyć próg - Ulrich parsknął cicho i chwycił go za ramię, odciągając od drzwi. Jeremy wciąż przyglądał mi się badawczo, natomiast William wpatrywał się w Yumi. Japonka wciągnęła nas do pomieszczenia i postawiła przed umywalką.
- Widzicie?
Przełknęłam ślinę.
- Ta...
Byłyśmy niemal identyczne - z tym, że włosy Aelity były różowe, a moje, dłuższe, miały rudawy odcień. Mój sobowtór pisnął cicho i przyłożył palce do ust.
- Saro, kim byli twoi rodzice? Pamiętasz ich? - odezwała się Yumi z wymuszonym spokojem.
- Nie - pokręciłam głową. - Ale mam dziwne wizje.
Brunetka zmarszczyła brwi.
- Słyszę ich głos - wyjaśniłam. - Albo wydaje mi się, że właśnie oni do mnie mówią. Zawsze tak uważałam.
Różowo-włosa opłukała twarz zimną wodą i również zwróciła się do mnie.
- Co ci mówią? Oczywiście, jeśli nie chcesz się zwierzać, nie nalegam - dodała szybko. - Po prostu...
- Zazwyczaj są to słowa w nieznanym mi języku. Rozróżniam tylko kilka z nich: Kartagina, Lyoko, Xana, Iluzjon...
Dziewczęta spojrzały po sobie.
Chwilę później zza drzwi dobiegło alarmujące pikanie.

  Perspektywa Yumi:

Czym, do licha, jest Iluzjon?
Podobne pytanie zadawali sobie inni Wojownicy, gdy biegliśmy na lunch do naszego przyjaciela, który był tak uprzejmy zaprosić nas do siebie podczas lekcji i usprawiedliwić naszą nieobecność... oczywiście żartuję. Kim byłby Xana, gdyby pozwolił nam napisać sprawdzian z francuza? Znaczy się, mnie i Williamowi. Reszta załogi powinna teraz uczyć się geometrii.
- Ulrich, zostań tutaj. Patroluj teren wokół szkoły i nie daj się złapać dyrekcji. Reszta - za mną!
- Ale...
Zostawiliśmy Sterna koło włazu do kanałów i popędziliśmy w stronę fabryki. Gdy spuszczałam się po drabinie, wysłałam mu współczujące spojrzenie. Wiedziałam, że sam da sobie radę - w końcu to ze mną trenował sztuki walki - a jednocześnie martwiłam się o niego. Xana potrafi być nieobliczalny, nigdy w porę nie udało się nam przewidzieć jego ataków.

~~~~~~~
Jeszcze nie zrezygnowałam z pomysłu odnawiania tych wszystkich rozdziałów :3
OK, jeśli ktoś jeszcze to czyta, zadania dla Was:
1. Zostawiam Wam spamownię, w której podawajcie linki do swoich blogów, bo nie wszystkie pamiętam.
2. Skomentujcie, bo to serio daje niezłego kopa, a może i następny rozdział pojawi się przed miesiącem... xD

Informuję również, że od 12.07 do 23.07 nie będę miała stałego dostępu do internetu.


poniedziałek, 6 kwietnia 2015

#1 Ta nowa

Perspektywa Sary

- Idę, Julio!
Do swojej przybranej matki nigdy nie zwracałam się inaczej. Czułam, że to jest po prostu... niewłaściwe. Ta kobieta nigdy, w żaden sposób nie stanie się moją prawowitą rodzicielką, której nie zdążyłam poznać. I basta.
Rzuciłam okiem na nieco mniejszy, niż wczoraj, bałagan w pokoju.  Razem z Julią posprzątałyśmy jako tako (ona także nie jest fanką porządkowania) większość pomieszczenia. To znaczy, że uprzednio porozwalane po podłodze ciuchy zostały upchnięte do szafy, a papierki po batonikach (ostatnią fazę na słodycze miałam miesiąc temu i od tego czasu  mój dywan był usłany okruchami czekolady) wylądowały w koszu na śmieci. Na koniec umyłyśmy rozkładaną kanapę, na której sypiałam, więc na noc musiałam przenieść się do salonu. Sypialnia wietrzyła się przez kilka godzin, ale i tak śmierdzi specyfikami Julii, więc będę mogła "wrócić" tam jutro. Może do tego czasu uda mi się jeszcze co nieco ogarnąć.
- Sara, spóźnimy się na rozpoczęcie roku!
- No mówię, że wiążę buty!
Przejechałam kilka razy grzebieniem po roztrzepanych, rudych włosach, wykrzywiłam się do swojego odbicia w lustrze i ześlizgnęłam się po poręczy na dół. Przy drzwiach wejściowych czekała trzydziestopięcioletnia tleniona blondynka i rzucała mi zniecierpliwione spojrzenia spod okularów przeciwsłonecznych. W pośpiechu chwyciłam moją torebkę, tak starą, że gdyby była człowiekiem pewnie domagałaby się emerytury i w końcu wyszłyśmy (bo braciszek rozpoczął budę godzinę wcześniej) na skąpaną w słońcu francuską ulicę.
Byłyśmy niejedynymi obcokrajowcami w tej dzielnicy. Julia zapoznała się już z rodziną Japończyków mieszkających kilka przecznic dalej, a ja widziałam staruszkę gadającą przez telefon po hiszpańsku. Poza tym za płotem żyła sobie dość spora gromadka Rosjan, a naprzeciwko para Murzynów.
Był niezły cyrk, kiedy Julia zaprosiła ich wszystkich do nas do domu.

Przez całą drogę starałam się ukryć przed matką podkrążone oczy, uporczywie wpatrując się w popękane płyty chodnikowe i tłumacząc swoje zachowanie rażącym słońcem.
Bo od kilku dni męczył mnie pewien koszmar. Boże, już nawet gdy przymknęłam powieki widziałam odrażającą twarz tego faceta, szczerzącego się i...
Ale od początku:

Jak zwykle, pojawiłam się w ogromnej, przypominającej amfiteatr sali. Stałam pośrodku, na podwyższeniu, a wokół mnie piętrzyły się niezliczone rzędy gładkich, lśniących, granatowych bloków. Pomieszczenie było niemal zupełnie puste, nie licząc dwóch siedzących w pierwszym rzędzie kobiet i jednego, niskiego mężczyzny o przebiegłym spojrzeniu i niemal lisich rysach twarzy.
- Iluzjonistka numer dwa tysiące jeden! 
Jedna z kobiet drgnęła, ale zachowała kamienny wyraz twarzy. Jej włosy były zupełnie białe i sięgały talii. W dłoni ściskała długą, lśniącą laskę zwieńczoną połyskującą, granatową kulą. Stalowe oczy nieznajomej były bezmyślnie wpatrzone w dal.
Różowe włosy drugiej, tęższej i wyższej, nawet splecione w grube warkocze niemal dotykały ziemi. Ona również posiadała coś na kształt berła, z tym, że tym razem kula była krwistoczerwona. 
Mężczyzna przygładził  krótkie włosy i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Co, mała? Boisz się? - wyszczerzył zęby w okrutnym uśmiechu. - Zobaczmy, co potrafisz. Otworzyć Wrota!
Niby duch, po mojej lewej zmaterializowała się wielka, ołowiana kula. Bezgłośnie przetoczyła się na drugi koniec sali, a po chwili z sykiem... podzieliła się  na dwie części. Moim oczom ukazał się dziwny symbol, znajdujący się pośrodku jednego z otworów... a potem wystrzeliła z niego laserowa ściana, z zawrotną prędkością zbliżająca się ku mnie...
A ja mogłam tylko stać i modlić się w duchu, żeby śmierć nadeszła szybko i bezboleśnie.

- Saro? Źle się czujesz? - troskliwy głos Julii wybudził mnie z letargu.
- Co...? Tak, znaczy nie, znaczy... czuję się doskonale. Dlaczego pytasz?
- Nie odpowiadałaś na moje pytania. No i dotarłyśmy do twojej nowej szkoły.
- Co? Ach, rzeczywiście, hm... zostawiasz mnie tutaj?
Kobieta zaśmiała się cicho.
- Nie, nie! Mam kilka spraw do omówienia z dyrektorem. A ty idź już lepiej, sala gimnastyczna jest tam - wskazała na otwarte na oścież drzwi, do których zmierzał spory tłumek dzieciaków w różnym wieku. - Buziaki!
- Buziaki, buziaki, zaraz trafię do paki - zanuciłam, gdy już odeszła. Poprawiłam torbę na ramieniu i z podniesionym podbródkiem podreptałam w stronę gmachu Kadic.
To był chyba błąd. Powinnam wmieszać się w tłum i rzucać wszystkim ukradkowe spojrzenia, Wtedy może zajęliby się mną następnego dnia podczas obiadu. Ale nie!...
Dżinsowa koszula, krótka, nawet zbyt krótka granatowa spódniczka, białe podkolanówki i różowe baletki. Do tego proste jak druty, lśniące czarne włosy i tona makijażu na twarzy. Od razu można powiedzieć, że ów nastolatka jest nieco rozpuszczona i że jej rodzicom nieźle się powodzi. I super, co mnie to w sumie obchodzi, ja z takimi typami nie chcę się zadawać... Chyba jestem zbyt dumna, by przyjaźnić się z każdą lalunią, która akurat przejdzie korytarzem, zostawiając za sobą rozmarzone westchnienia chłopaków i dokuczliwą woń perfum. Gorzej, gdy taka zaczepi mnie na tym właśnie korytarzu, myśląc, że zyska w opinii publicznej, znęcając się nad rudymi z sierocińca. Tylko w tym wypadku byłby to dziedziniec szkoły z internatem.
- O, to ty jesteś tą biedną sierotką, co dochodzi do mojej klasy? - powiedziała z ironią.
- O, to ty jesteś tą rozpuszczoną lalunią, o której nawet na tablicach piszą? - zerknęłam na wywieszony na ścianie wielki plakat, przed którym zebrało się już kilkoro nauczycieli. Sądząc po ich minach, nie mieli pojęcia o nagłym pojawieniu się na fasadzie budynku "Najgłośniejszych spraw tamtego roku". Na jednym ze zdjęć widniała właśnie ta brunetka, czerwona na twarzy, z rozmytym make-upem, w ramionach pryszczatego, cherlawego, dość niskiego chłopaka, który... o, stał właśnie tuż za nią.
- "Na pierwszym miejscu najgłośniejszy romans w historii Wiadomości Kadic: Sissi i Herve! Życzymy powodzenia i gratulujemy młodej parze!" - roześmiałam się. - Jezu, kto redaguje te wpisy? Muszę się zapoznać z całą ekipą!
- Milly i Tamiya - Sissi  wskazała głową na dwie dziewczynki tłumaczące się przed siwym, tęgim mężczyzną w okularach. - Ale bez obaw, długo sobie ten plakat nie powisi. Mój tatuś o to zadba!
- Kim jest twój tatuś? Agentem FBI? Cichym zabójcą? - otarłam oczy rękawem, rozbawiona.
- Nie, głupia! - oburzyła się dziewczyna. - Jest dyrektorem tej budy. Mówi ci coś nazwisko DELMAS?
- Gdyby nazwiska umiały mówić, twoje chyba byłoby najwredniejsze, Sissi - odezwał się jakiś chłopak za moimi plecami.
- Ulrich, kotku! - odepchnęła mnie i rzuciła się na przystojnego szatyna o błyszczących, złotych oczach, który wykonał zręczny unik, pozwalając laluni wlecieć na jakiegoś dziesięciolatka, który skrzywił się z obrzydzeniem. Dziewczyna zaczerwieniła się ze złości i chciała coś wykrzyczeć, ale porwał ją tłum.
Wpadliśmy do sali.
- No, no, nie każdy potrafi poradzić sobie z nią pierwszego dnia - uśmiechnął się, robiąc mi miejsce pod ścianą. Stanęłam obok niego. - Sara, tak?
- Jasne - wyszczerzyłam się. - A ty?
- Oto nadchodzi Odd Wspaniały, by przekazać Ulrichowi wieści od jego dziewczyny Yumi, która siedzi w trzecim rzędzie i patrzy na niego wilkiem! - zamiast odpowiedzi mojego towarzysza usłyszałam głos blondyna, którego postawione na żel włosy były na przodzie pofarbowane na fioletowo. - Nie żebym coś do tego miał, ja tylko informuję! - zawołał po chwili, machając rękami w obronnym geście. - No i chętnie zapoznam się z twoją koleżanką, bo Yumi mnie wygania, a tam nie ma już miejsca.
- Yumi? - zdziwiłam się. - To ta Japonka, która mieszka niedaleko szkoły? Jej zdjęcie jest na tym plakacie. Gadałam z nią raz, ale nie mówiła, że ma chłopaka.
- Bo nie ma. Jesteśmy tylko przyjaciółmi - burknął czerwony na twarzy chłopak. Odd pokręcił głową i uśmiechnął się szelmowsko, teatralnie wywracając oczami.
- Mówią tak niemal od roku, a wszyscy wiedzą, że jest inaczej!
- Odd, zamknij się.
- Dobra, dobra, nie marudź. A śliczna pani to pewnie Sara?
- Nie powiedziałabym, że śliczna, ale tak, to ja. Raczej nic się nie zmieniło od piętnastu lat.
- Nie przejmuj się nim, to zwykły babiarz. Casanova byłby z niego dumny.
- Ulrich, idź już, bo chyba widzę Williama...
- Gdzie? - szatyn już przedzierał się przez tłum do trzeciego rzędu.
Odd zachichotał.
- Ulrich i Yumi są razem, wszyscy o tym wiedzą - wyjaśnił. - Oprócz nich samych. No, przejdźmy do konkretów: masz chłopaka? Lubisz psy? Jaki kolor wolisz: fioletowy, czy żółty? Wiesz, że będziemy razem w klasie?
- Rozumiem... Nie mam chłopaka, nie przepadam za zwierzętami, lubię tylko czarny i właśnie się dowiedziałam - uśmiechnęłam się. Odd zmarkotniał, gdy odpowiedziałam na drugie pytanie.- Z jakiego kraju jesteś? - zmieniłam temat. - Masz inny akcent.
- Włochy.
- Polska - wymiana uśmiechów. - Tam się urodziłam. Trzy lata temu przeprowadziłam się z rodziną zastępczą do Francji, dlatego znam język.
- Ja nie mieszkam u siebie od dawna, tylko do Kadic chodzę od dwóch lat, słówek się nauczyłem, gorzej z akcentem. Ale kto by się przejmował, co i jak trzeba wymówić?
- Masz rację. Czekaj, jeszcze jedno pytanie, zanim dyro walnie mówkę o dyscyplinie - Włoch spojrzał na mnie z uznaniem. - Ta Sissi... serio jest córką...
- Serio - Odd wzniósł oczy ku niebu. - Sądzi, że dzięki temu mamy padać przed nią na kolana. No i, nim zapytasz: podobno lata za Ulrichem od pierwszej klasy.
- Aha, rozumiem. Dobra, dzięki za wywiad. Zaraz się zacznie.
- Żegnaj, bella ragazza*. Spotkajmy się jutro przy automacie z kawą, przed pierwszą lekcją, jeśli nie będzie to wuef, dobra? Zapoznam cię z resztą. A teraz znikam, bo jak Jimbo zobaczy, że przy tobie stoję, to...
- Della Robbia, zostaw w spokoju Nowak! Poflirtujesz sobie na przerwie! - potężny mężczyzna na podwyższeniu ryknął do mikrofonu, zwracając na nas uwagę prawie całej szkoły.
Mimo woli zaczerwieniłam się i usłyszałam przy lewym uchu cichy, roześmiany głos.
- To do jutra!

~~~~~~
*bella ragazza - dos. piękna dziewczyna; ale pewności nie mam, tłumaczone w googlach. Chociaż w w Wikisłowniku było takie zestawienie wyrazów.

Cześć i czołem, jak po Wielkanocy?
A, Wesołych Świąt :)
Nieco spóźnione, ale zawsze...
Życzyłabym mokrego dyngusa, ale skończył się wraz z wybiciem dwunastej, więc...
Nie wiem, jak Wy, ale ja wróciłam do domu przemoczona do suchej nitki.
Ja chcę już kolejny!!!

A, i zapraszam do komentowania ;) Również do krytykowania tego.
Pozdrawiam ;)

poniedziałek, 23 marca 2015

Prolog + Krótkie wyjaśnienie

Młoda Japonka podparła głowę na dłoniach, opierając łokcie o blat swojego wąskiego biurka i w zamyśleniu wpatrywała się w pełną napięcia twarz przyjaciela po drugiej stronie łącza internetowego. Na początku ich rozmowy Ulrich jąkał się i kiepsko dobierał słowa, jednak z każdą chwilą nastolatka rozumiała coraz więcej z jego bełkotu.
Yumi nie wiedziała, czym to było spowodowane - może tym, że większość wolnego czasu spędzała z Williamem? Od wyłączenia Superkomputera ona i Anglik byli praktycznie nierozłączni. Podświadomie jednak czuła, że nie chodzi o zazdrość Niemca - nie do końca.
Jeremy mówił... oczywiście mógł się mylić, wiesz, jak jest z tym naszym Einsteinem, ma dużo roboty, przecież stara się...eee, wiesz, no, ten... znaleźć ojca Aelity. Ale sądzi, że... no... ech, to nie jest do końca pewne, ale XANA mógł...
- Mhm... uważacie, że przetrwał? - podsumowała Japonka.
- No... - Stern otworzył szerzej oczy ze zdumienia. - Yumi, za tobą!
Czarnowłosa odwróciła się, w samą porę, by ujrzeć drobną sylwetkę jej młodszego brata znikającego za drzwiami z jej pamiętnikiem pod pachą. Od razu zerwała się z miejsca, zdjęła słuchawki, machnęła do kamerki i rozłączyła się.
- HIROKI!

***

Troje nastolatków siedziało na starannie pościelonym łóżku w jednoosobowym pokoju, w akademiku należącym do Zespołu Szkół Kadic. Czternastolatka o naturalnie różowych włosach opierała się o ramię jasnowłosego okularnika - oboje wyglądali na zmęczonych, pod ich oczami widniały sine cienie. Jedynie drugi chłopak - blondyn o fioletowym pasemku i oczach - był w świetnym humorze. 
Jeremy wystukał coś na klawiaturze laptopa, którego trzymał na kolanach, a na ekranie wyświetliło się małe okienko, wypełnione mnóstwem zawiłych kodów i ciągów cyfr.
- Widzisz? - zwrócił się do Aelity po chwili. - Tak samo to wyglądało, kiedy XANA atakował.
- Z tym, że Superkomputer jest wyłączony - zauważyła jego przyjaciółka, przyglądając się kodom. - No i nie mogę znaleźć adresu Lyoko. To pochodzi z innego miejsca.
- Sądzisz, że XANA...
- Mam nadzieję, że nie, to by było okropne. 
- Moja intuicja mówi mi, że nie dane nam jest długo odpoczywać od XANY. A moje przeczucie rzadko się myli.
Odd Della Robbia przeciągnął się i ziewnął, klepiąc się po brzuchu.
- Nie jestem Einsteinem, ale MOJA intuicja mówi mi, że pora na obiad. I ma rację częściej, niż twoja, Jeremy.
Po czym dźwignął się z posłania i wyszedł, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.

***

Rudowłosa stanęła przed lustrem i przeczesała palcami skołtunione kosmyki. "Chyba trzeba będzie coś z nimi zrobić" - pomyślała ponuro, przyglądając się swojemu odbiciu.
Zza szkła spoglądały na nią szare, zmęczone oczy, nieproporcjonalnie duże w stosunku do rozmiarów twarzy. Pod wąskimi wargami znajdował się szpiczasty podbródek. Dziewczyna z westchnieniem przyjrzała się swojemu ubraniu - różowej, przepoconej koszuli i przybrudzonych keczupem dresom. Wyglądała jak kupka nieszczęść.
Przeciągnęła się i strzyknęła palcami nad głową, ziewając szeroko. Za drzwiami ktoś głośno odetchnął z ulgą.
- Max? - zaśmiała się cicho.
- Mogę wejść? - usłyszała nieśmiały głos brata. Po chwili lekko uchylił drzwi, zaglądając do pokoju i szukając dziewczyny.
- Hej, jestem nieubrana! - wykrzyknęła ruda, rzucając w niego leżącym obok kapciem. - Zawołam cię.
Jednak chłopiec nie wychodził. 
- Co jest? - mruknęła znużonym tonem.
- Mam śniadanie dla ciebie - wyjaśnił. - Moja... nasza mama mówi, żebyś tym razem zjadła.  I... - zawahał się.  - żebyś dzisiaj... wiesz...
- Spokojnie, dziś zostanę w domu.
Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem. Sara wyciągnęła z szafy czarno-białą sukienkę, przebrała się i rzuciła piżamę w kąt pokoju. Następnie podwinęła rękaw i przez chwilę stała zamyślona na środku podłogi, wpatrując się w przypominającą lśniący, fioletowy kabel bransoletkę na lewym nadgarstku. Rzuciła okiem na stygnący na szafce nocnej talerz z kanapkami i kubek parującego kakao, jeszcze raz przeniosła wzrok na pulsującą liliowym blaskiem bransoletkę, zakryła ją rękawem i zabrała się do jedzenia.

~~~~
Za ewentualne błędy przepraszam, na urządzeniach przenośnych trudno zauważyć błędy, nie ma opcji sprawdzania pisowni ;)
Dlaczego "prolog"? I gdzie są poprzednie notki?
Otóż postanowiłam pociągnąć tę historię od nowa. Pierwsza wersja w moim odczuciu przypominała dziwny zlepek Lyoko, Iluzjonu, jakichś postaci... nie. Teraz rozegram to... podobnie, ale wprowadzę troochę poprawek.
No, to do zobaczenia!
Zapraszam do wyrażenia opinii w komentarzach ;)
Miłego dnia!

Część 15: Ulewa

Perspektywa Ulricha:
Naprawdę, myślałem, że uda mi się z nią pogadać. Ale widać i ona, i reszta, mają ważniejsze sprawy na głowie. Wiem, że muszę im pomóc i zrobię to. Może kiedyś się uda...?
Z westchnieniem zamknąłem zeszyt i skierowałem się do wyjścia. Ściemniało się, ale na dziedzińcu nadal przebywały tłumy. Dzieciaki ganiały się po całym boisku, ci starsi rozmawiali, co chwila wybuchali śmiechem. Czasem tęsknię za czasami, gdy byłem taki jak oni: bez X.A.N.Y, bez tysiąca spóźnień, nieprzygotowań, nieobecności... a potem przypominam sobie o Yumi i o Lyoko, o powrotach do przeszłości... kurczę, gdybym wtedy nie pomógł Jeremiemu nie pamiętałbym ani jednego!
Nie żałuję.
Gdy dotarłem do parku, zaczęło padać. Po kilku sekundach byłem przemoczony do suchej nitki. A było nie odbierać tego telefonu! Widać mam dziś zły dzień. Intuicyjnie rozejrzałem się za jakimś schronieniem.
- Ej, Ulrich! - to Yumi. Japonka stała  pod jednym ze starych, ogromnych drzew, co nie uchroniło jej jednak przed zmoknięciem. Podbiegłem do niej.
- Ale pogoda! - uśmiechnąłem się.
- Chyba przerwiemy akcję. Widziałeś Ginę?
- Nie - pokręciłem głową. - Może jest na terenie Kadic. Nikt nie kierował się w stronę parku.
- Nikt cię nie śledził? - upewniła się Yumi.
- Raczej nie...
Dziewczyna wyciągnęła komórkę.
- Cześć, Jeremy!... aha... spoko... co?! Nie rozumiem... aha... zaraz będziemy.
Yumi poszła szybkim krokiem w kierunku wejścia do kanałów.
- Co się stało? - dogoniłem ją.
- Niewiarygodne - Japonka pokręciła głową. - Odd i William znaleźli Ginę. Teraz ucieka kanałami.
- Że co? - widocznie wiele mnie ominęło.
Czarnowłosa westchnęła i streściła mi przebieg zdarzeń z fabryki.
- Sara wyszła ze skanera? Niesamowite. Jakim cudem?
- Ponoć słyszy jakieś głosy. Gina szuka Kartaginy 2.0. Nie wie o Lyoko, ale jest bliska prawdy. Widziała Odda i Willa, więc nie da im spokoju. A naszym zadaniem jest ją znaleźć.
- I ogłuszyć? - zażartowałem. Japonka spojrzała na mnie z dezaprobatą. Ostatnio często patrzyła na mnie takim wzrokiem/
- Nie sądzisz, że to niezbyt miłe?
- Co niby? - zapytała.
- Wiesz, od jakiegoś czasu traktujesz mnie... inaczej.
- Niż kiedyś? Nie martw się, nie pozostajesz w tyle.
- Ale ja mam powody - burknąłem.
- Ciekawe, jakie! Myślisz, że nie zauważyłam twoich fochów? Nawet nie wiem, kiedy się przyjaźnimy, a kiedy nie! - ostatnie zdanie niemal wykrzyczała. Była wściekła.
- Nic nie rozumiesz! - zezłościłem się.
- O to chodzi. Nie rozumiem. A ty, jak widać, nie zamierzasz mi tego wytłumaczyć! - starała się mówić spokojniej.
- Wytłumaczyć ci? Proszę bardzo: mój ojciec nie przyjmuje do wiadomości moich ocen, i jak się nie postaram, za rok nie wrócę do Kadic. Już kiedyś byłem słaby ze wszystkich przedmiotów, ale doszło Lyoko i te nieobecności... do tego... - zająknąłem się.  Ale przecież mam mówić prawdę. - Do tego traktujesz mnie jak powietrze!
Odetchnąłem. Po chwili zdałem sobie sprawę z głupoty moich słów. Ja to mam problemy...
- Co ty gadasz... - wymamrotała Yumi.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Rozpogodziło się, wyszło słońce. Padało przez kilka minut, a i tak co chwila omijaliśmy jakieś kałuże. Droga strasznie się dłużyła.
Ona pierwsza się odezwała.
- Jeśli chodzi o naukę, Jeremy chętnie udzieli ci korków, znasz go... ja też mogę ci pomóc. A jeśli chodzi o...
- Nie było tematu - przerwałem jej.
- Był - odparła stanowczo. - Jeśli w jakikolwiek sposób cię zraniłam... przepraszam...
- Spoko. Ja też nie byłem w porządku - mimowolnie uśmiechnąłem się. Może już nigdy nie będziemy takimi przyjaciółmi, jak dawniej. Ale przynajmniej wiem, że mnie zauważa.
Japonka westchnęła.
- Ulrich, uważasz, że... kiedyś będzie między nami tak, jak, no wiesz... kiedyś? - powiedziała, jakby czytając mi w myślach.
- Nie wiem - odparłem zgodnie z prawdą. - Ale chciałbym, żeby tak było.
- Ja też.
Kolejna chwila milczenia.
Nagle usłyszałem szelest.
- Zatrzymaj się - syknąłem.
Znajdowaliśmy się jakieś dwadzieścia metrów od włazu prowadzącego do kanałów. Stara, szara płyta powoli przesunęła się, ale z otworu nikt nie wyszedł.
- Ulrich, patrz! Tamte krzaki - Yumi wskazała ręką na nierówno przycięte krzewy kilkanaście metrów od nas. Przez chwilę zdawało mi się, że dostrzegłem jakiś cień, ale uznałem, że to tylko złudzenie. Parę lat temu, jeszcze przed erą Lyoko, wszyscy baliśmy się tej części parku. Słyszałem pogłoski, że są tu duchy i wolałem się nie zbliżać. Ponoć krążyła tu zjawa zwana Zielonym Feniksem*.
Otóż, jak głoszą plotki, pewien gang, zwany właśnie Zielonym Feniksem, kiedyś upodobał sobie naszą fabrykę - tam odbywały się narady, obmyślano napady na kolejne banki, ogółem była to siedziba klasycznych złodziei i przestępców. Policja oczywiście zainteresowała się ich "działalnością", ale nigdy nie odkryła ich kryjówki. Cóż, było to kilkadziesiąt lat temu i, uwaga, jakiś czas później nowym nauczycielem w Kadic został... Franz Hopper. Oczywiście uważali go za człowieka w jakimś stopniu powiązanego z rzezimieszkami.
Gdy zniknął, a właściwie trafił do Lyoko i popijał herbatkę z poczciwym X.A.N.Ą, konkretniejtrzydzieści dni przedtem, na trop złodziei wpadła policja, jednak nie ujawniła danych osobowych człowieka, który wskazał im miejsce ich spotkań. Niektórzy twierdzili, że to sam Franz Hopper, który oczywiście został ukarany przez przestępców... wiadomo, w jaki sposób.
Mniejszość jednak stwierdziła, że to Zielony Feniks postanowił się zemścić za nazwanie jego imieniem jeden z najgorszych gangów we Francji. Oczywiście nikt nie wie, kim jest Zielony Feniks, ale dzieciaki twierdziły, że od lat kręci się w okolicy i szuka skarbu, podobno ukrytego przez złodziei. Żałosne, prawda?
Oczywiście wtedy tak nie myślałem. Ale wróćmy do tematu.
Staraliśmy się po cichu schować za drzewami - tak, aby postać w krzakach nas nie zobaczyła. Nie minęła chwila, a staliśmy się niemal niewidoczni.
"Zjawa" chyba pomyślała, że już poszliśmy, więc powoli wychyliła się zza gałęzi.
Niespodzianka! To była Abigel. Rozejrzała się dokoła i syknęła. Na chwilę wstrzymaliśmy oddech, ale widocznie nas nie zauważyła. Dziwne, pewnie była bardzo poddenerwowana. Powinna nas dostrzec - mimo, iż stanęliśmy za drzewem o baaardzo szerokim pniu.
Po chwili z podziemi wyszła Gina.
- Nikt cię nie gonił? - zapytała ostrożnie starsza siostra.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Znaleźli mnie, ale im uciekłam. Nie gonili mnie. To...
- Co najmniej dziwne? Może to pułapka? - zastanowiła się Abigel.
Spojrzałem na Yumi. Ona także przysłuchiwała się tej rozmowie. Wyciągnąłem komórkę i napisałem SMS'a do Odda.
- Ej! - szepnąłem i pokazałem jej telefon. - Odetniesz drogę Abigel, ja Ginie. Zatrzymamy je, aż reszta nie dołączy.
Japonka skinęła głową.
- Znając życie się rozdzielą. Poczekajmy, wtedy łatwiej nam będzie je złapać.
- Dobra.
----
*Zielony Feniks - znak ten widniał również w książkach o Code Lyoko (wydawnictwo Olesiejuk). Niestety przetłumaczono jedynie dwa pierwsze tomy serii. Polecam :-) Uznałam, że wykorzystam ten symbol do...  'swoich celów' :-D
To opowiadanie było dość chaotyczne (nie znam się na pisaniu o uczuciach). Poza tym zdaję sobie sprawę,  że namieszałam z charakterami bohaterów, ale to mój pierwszy blog z opowiadaniami, oraz pierwsze tak długie opowiadanie (całość), więc liczę na wyrozumiałość ;-) Następny fragment spróbuję dodać już niedługo,  tym razem skupię się na Kartaginie 2.0 :-)

Część 10: Pierwszy Poskromiony

Myślę, że łatwiej będzie opowiadać z perspektywy bohaterów, niektóre notki mogą wyglądać sztywno w narracji trzecioosobowej. Tak więc, oto notka z punktu widzenia Sary:
Każdy, kto był choć raz w Lyoko uważa je za cud techniki  - pięć sektorów, każdy inny, ciekawszy od poprzedniego. Nawet nie wiem, w jakiej kolejności powstawały, ale sądzę, że jako pierwszy stworzono Las.
Sektor leśny jest, jakby to powiedzieć, nijaki. Chociaż to moje słowa,  i pewnie reszta myśli inaczej. Jakkolwiek jest, nie zamierzam się nad tym zastanawiać. Nie ciekawią mnie przeraźliwie wysokie drzewa, z pomiędzy których wyskakują kraby, szerszenie, karaluchy... br! Ciarki przechodzą mnie na samą myśl o tym całym robactwie! Jestem jak X.A.N.A. - wolę Piąte Terytorium. Jest takie logiczne, ładnie stonowane kolorystycznie... Poza tym mam tam dostęp do interfejsu AI, więc pewnie prędzej czy później dowiem się czegoś moim pochodzeniu.
Ale Wojownicy Lyoko mieli widać inne plany.
Wieża, do której weszłyśmy, wyglądała jak ogromny, biały słup otoczony białą mgiełką.
- Przecież nie ma tu żadnego wejścia!  - zdziwiłam się.  Aelita po prostu pociągnęła mnie w stronę budowli. Już myślałam, że uderzę w gładką ścianę... ale nie. Po prostu przeniknęłam do wnętrza wieży.
- Na górę  - Wojowniczka wskazała mi platformę na wysokości około dziesięciu metrów.
- Jak tam wejść?  - zdziwiłam się.  Aelita zaprowadziła mnie na środek. Zauważyłam, że znajduję się w centrum Oka X.A.N.Y. Otoczyła mnie błękitna poświata
- Dobrze, Saro, teraz podejdź do panelu! - usłyszałam jak przez mgłę głos Jeremy' ego.
Położyłam dłoń na panelu. Była to jakby, hm,  lewitująca tablica. Parę centymetrów ode mnie przesuwały się cyfrowe okna  - dowód pracy Einsteina.  Po chwili ekran znów był jednolicie błękitny.
- OK, dostałem już dane. Wracaj, Saro!
Wróciłam na dolną platformę i wyszłam z wieży.  Ani Aelity, ani reszty załogi nie było w pobliżu.
- Wrócili już do skanerów  - Jeremy uprzedził moje pytanie.  -Dewirtualizuję cię.
- Chwila, Jeremy! - z niepokojem spojrzałam na wieżę.  - Jeremy, wieża... jest czerwona!
- Masz rację- zauważył Jeremy. - Ale nie mogę zwirtualizować Aelity i reszty, musi upłynąć kilka godzin od ich powrotu. Musimy tylko mieć nadzieję, że X.A.N.A. nie przypuści ataku w świecie realnym.
Mówił coś jeszcze, ale ja go nie słuchałam. Naprzeciw mnie wyszła Tarantula.
- Sara, uciekaj stamtąd!
- Nie... - zdołałam szepnąć. Monstrum uderzyło mnie jedną z... no nie wiem... nóg i wsadziło na grzbiet. Chwilę później straciłam przytomność.
Obudziłam się w Kartaginie. Tarantula położyła mnie na ziemi w pobliżu Rdzenia Lyoko.
Nade mną stała jakaś postać. Powoli wstałam i przyjrzałam się jej. Nie wyglądała jak człowiek, bardziej jak chmura dymu o ludzkiej sylwetce.
- X.A.N.A... - zdziwiłam się.
- Na razie nie zrobię ci krzywdy- usłyszałam. - Jestem jedną z poskromionych części X.A.N.Y. Miałem zadbać o to, abyś dotarła do Kadic i poznała Wojowników Lyoko. Musisz zniszczyć główny system X.A.N.Y.
- Ale... jak?
- Znajdziesz sposób.  Ty jedna możesz to zrobić.
- Dlaczego? Kim ja w ogóle jestem? Dlaczego akurat JA? -przestałam to wszystko rozumieć.
- Dlatego, że jesteś stworzonym przez X.A.N.Ę  sobowtórem córki Franza Hoppera.
Zrobiło mi się słabo.  Jeremy sprowadził mnie z powrotem na Ziemię.

niedziela, 22 lutego 2015

#40 Iluzje


Miasteczko pod Paryżem

- Są już w Iluzjonie - szepnęła do słuchawki niska, szczupła kobieta, obrzucając długim spojrzeniem pustą ulicę. Nikogo. Była bezpieczna... Przynajmniej na razie.
Dobrze wiedzieć, Strażniczka nie kłamała. Ta s... istota nie wydawała mi się zbyt lojalna.
- Tylko dlatego, że rzuciła cię, nim zapytałeś ją, czy zostanie twoją dziewczyną? Patch, ona jest starsza od ciebie o cały wiek! Wy, Iluzjoniści, nigdy się nie zmienicie.
No, skoro tak twierdzisz - w głosie rozmówcy czuć było urazę. - Mówiłaś, że przydzielą mnie do drużyny twojej córki? Ładna jest chociaż? Ile ma lat?
- Patch! - oburzyła się Azjatka. - Nie idziesz na misję by flirtować, masz tylko przyglądać się Wojownikom i uważać, żeby nie dotarli... za daleko. Dla twojej wiadomości: Yumi ma piętnaście lat i własny obiekt westchnień. I, tak, jest ładna. Starczy?
Jeśli mówisz prawdę, niedługo nacieszy się swoim oblubieńcem. Już ja się za to zabiorę. Poza tym, ta su... Strażniczka obiecała ich rozdzielić?
Tak, Patch. Nie zrób niczego głupiego, bo będę miała na sumieniu jednego Iluzjonistę więcej. I miej oko na Yumi. Uważaj na Reminiscencję, niech zbytnio nie zbliży się do waszego pochodu, pamiętaj, żeby co wieczór kontaktować się z Zarządem, inaczej nie będzie dla ciebie żadnej nadziei...
Tak, tak. Ej, proszę pani, prześlesz mi zdjęcie tej swojej córuni? Chcę wiedzieć, jak mam się przygotować.
- Patch... - powiedziała groźnie. - Jeszcze jedno słowo...
Dobrze, Azjatko. Przylecimy na Nietoperzach.


Nora

Gina zamieniła się w słuch.
Myślała, że nic jej nie zadziwi, a tu proszę - taka niespodzianka!
Najpierw Pazur wytknęła jej głupotę w niemiły sposób, na prawie całą godzinę zamieniając ją w tłuste prosię.
- Adekwatnie do tępoty umysłu - wycedziła, wykopując zwierzę za drzwi mieszkania. Tak więc większość rozmowy odbyła się bez niej.
Gdy wreszcie przybyła Kruk, by odczynić zaklęcie, fioletowo- włosa nie wypowiedziała ani słowa przeprosin. W zamian, nie szczędząc przekleństw i szyderstw pod jej adresem, wyjaśniła wszystko z taką złością, że Przywódca musiał siłą wywlec ją do własnego pokoju (a "kryjówka" Przywódcy nie była zbyt ładnie urządzona).
W każdym razie dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy.
Gdy Przywódca przekręcił klucz w zamku, Kruk odetchnęła i odchrząknęła, przygotowując się do monologu.
- Tak więc - zaczęła. - Jak sama wiesz, moc Iluzjonistów polega na... no, iluzji. Strażniczka musiała włączyć silnik w swojej kapsule, kierując ją pionowo w górę, a że byłaś przyczepiona do jej pojazdu... - urwała nagle. - No właśnie. I tu się zatrzymajmy. Iluzjonistka mogła sprawić,że myślałaś, że zawisłaś w powietrzu. Tak naprawdę byłaś o wiele wyżej.No i spadłaś, czyli...
- Powinnam nie żyć - zakończyła Gina drżącym głosem. Białowłosa skinęła głową.
- Brawo. Teraz tylko moc Strażniczki trzyma cię przy życiu. Nie wiemy, dlaczego, ale jeśli postanowi usunąć ułudę*, wtedy...
- Będziemy mieli mały problem - zakończyła Węgierka, czując, jak w gardle rośnie jej wielka gula przerażenia.

~~~
* Taa, wiem - nie umiałam znaleźć określenia xD
Ten rozdział wyszedł strasznie krótki... mniejsza o to. Brak weny, moi drodzy, brak weny.
W każdym razie zapraszam do komentowania xD
Pozdrawiam!

czwartek, 12 lutego 2015

#39 Nietoperze

Abigel obudziła się z krzykiem.
Śniła o ogromnych nietoperzach porywających jej siostrę. Potwory unosiły się coraz wyżej, a ona nie mogła pomóc -  jej skrzydła były złamane, oblepione zakrzepłą krwią i szlamem. Drobna sylwetka Giny zniknęła, pożarta przez czarne, postrzępione obłoki.

Ktoś położył jej dłoń na ramieniu.
- Ej, w porządku?
Błyszczące, fioletowe oczy Odd'a wpatrywały się w nią  z troską i niepokojem. Widząc go,  Abigel mimowolnie poszukała wzrokiem Sary. Oboje rozmawiali ze sobą zapewne przez kilka godzin, ich głosy przelewały się do jej snu.  Iluzjonistka powoli podniosła się z ziemi i podeszła do nich, spoglądając na Węgierkę pytająco.
- Miałam... koszmar - Abigel przełknęła ślinę. - Ginę... porwały nietoperze - zwróciła się do Iluzjonistki. - Wiesz, o co może chodzić?
Sara szybko odwróciła wzrok, ale na jej twarzy malowało się poczucie winy.
- Nie mam zielonego pojęcia.
Abigel zmarszczyła brwi, ale postanowiła nie drążyć tematu. Przez chwilę panowało nieznośne milczenie, przerywane miarowymi oddechami i pochrapywaniem reszty załogi.
Odd wstał i przeciągnął się, ziewając szeroko. Skinął Węgierce i odciągnął Iluzjonistkę na bok.
- Idźcie lepiej spać. Jutro znów będziemy ratować świat! - wyszczerzył zęby w uśmiechu i odszedł, ciągnąc Sarę za sobą.
Abigel została sama.

Niebo rozświetliło się tysiącem maleńkich błyskawic, tworzących ogromną sieć nad głowami Wojowników. Yumi i Ulrich, trzymający ostatnią wartę, spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.
- Mnie nie pytaj - uprzedziła Japonka, krzyżując ramiona na piersi. - Mama wytłumaczyła mi, jak korzystać z bransoletki, ale o czymś takim... - pokręciła głową. -  Ale Jeremy powinien wiedzieć, co to oznacza.
Ulrich wstał jako pierwszy i wyciągnął rękę do dziewczyny, kiwając zachęcająco głową w stronę śpiącego okularnika. Podeszli do blondyna, chrapiącego na trawniku,a Yumi potrząsnęła nim za ramię. Jeremy poderwał się z ziemi, wystraszony, a szatyn parsknął śmiechem.
- Nie wymiękaj, to dopiero początek, Einsteinie - mruknął cicho. - Patrz, tam, na niebie. Widzisz?
Jeremy rozejrzał się wokół i otrząsnął.
- Gdzie? Gdzie ja... a, tak. No, dobra. Pokażcie, o co chodzi - spojrzał na pajęczynę błyskawic. - Spięcie. W systemie. Mamy problem - ocenił i wstał, wystukując coś na panelu wbudowanego w ramię.
- Tak, jak myślałem - oznajmił po chwili. - Albo Zarząd odkrył naszą obecność, albo...
Umilkł, wpatrując się w trzy wielkie, czarne kształty, lądujące nieopodal.
Gdzieś obok przebudziła się Sara, oślepiona błyskami na niebie. Iluzjonistka przetarła powieki, nie dowierzając własnym oczom. Zerknęła na oniemiałych przyjaciół i resztę załogi, budzącą się ze snu. Abigel poderwała się i wbiła przerażone spojrzenie w Sarę.
No, tak. Nietoperze.

~~~~~~~~~~~~~~
Chyba jeden z moich najnudniejszych rozdziałów. Przepraszam za wszystkie błędy stylistyczne, sprawdzałam wszystko, ale mój umysł działa dzisiaj na wolniejszych obrotach. Wszystko przez te pączki! :D
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania!

sobota, 7 lutego 2015

#38 Kadic

Gdy w Iluzjonie nastawał świt, niebo nad Kadic zyskało ciemnogranatową barwę. Jakby wszystko, co naturalne w tej części świata, w wirtualnej rzeczywistości musiało być zupełnie na odwrót. Tajemnicza, srebrna tarcza księżyca wynurzała się znad czarnych czubków sosen. Gdzieś w parku zahukała sowa, od strony bramy dobiegło ujadanie bezpańskich psów.
Rudowłosa dziewczynka wzdrygnęła się. Wieczór był chłodny, a ona nie wzięła ze sobą koca. Siedząc na dachu Kadic, wytężała wzrok, próbując dojrzeć coś w nieprzeniknionej ciemności. Szukała garstki nastolatków, kilka godzin wcześniej ogłoszonych zaginionymi.
Tak, jedyne osoby, które mogłyby wyjaśnić jej to całe zamieszanie, niespodziewanie zniknęły, pozostawiając za sobą chaos i niepokój.
Samotne auto wjechało na parking szkoły. W jednym z okien internatu zapaliło się światło, a po chwili włączyły się lampy stojące wokół dziedzińca. Tęga sylwetka wuefisty zmaterializowała się w kręgu światła - Jim szybkim krokiem przemierzył odległość dzielącą go od parkingu, przecierając zmęczone od braku snu oczy. Z samochodu wysiadł wysoki, umięśniony mężczyzna w garniturze i szybkim ruchem zatrzasnął drzwi auta. W oddali kilka ptaków poderwało się do lotu.
Milly wychyliła się za krawędź dachu, mrużąc oczy.
- Tato Ulricha - powiedziała do siebie, szukając ręką aparatu, zwykle wiszącego na jej chudej szyi. Opuściła rękę. Dyrektor skonfiskował urządzenie, gdy opublikowała w gazetce artykuł o zaginionych nastolatkach. Później jej współlokatorka i jedyna przyjaciółka - Tamiya, obraziła się na nią i wyrzuciła z pokoju, w tej chwili zajętego zapewne przez bandę Sissi. Młoda Delmas naprawdę wydawała się załamana zniknięciem "ukochanego" Niemca. Milly przez moment chciała dojść z nią do porozumienia, ale potem...
Cóż, znalazła się tutaj.
Jimmy - przyjaciel Hirokiego, brata Yumi, wyraził nawet chęć "przechowania" na kilka dni u siebie, jednak rudowłosa odmówiła. Nie chciała problemów.
- Śpisz na dachu. Aż się prosisz o aferę - uśmiechnęła się pod nosem. Gdyby ktoś inny wpadł na tak absurdalny pomysł, zapewne już pędziłaby na dach z aparatem, z Tamiyą u boku...
- Przestań się zadręczać! - powiedziała głośniej i zakryła usta ręką. Usłyszała kliknięcie, a po chwili snop światła skierował się w jej stronę. Ostrożnie wycofała się poza krawędź dachu. "No tak" - zganiła się w myślach. "Jim i tata Yumi zdążyli dotrzeć do drzwi budynku, gdy ty byłaś zajęta roztrząsaniem tego, co już było. Brawo, Milly."
- Jest tam kto? - zmęczony głos nauczyciela był zachrypnięty, ale stanowczy. - Jeśli ty, kimkolwiek jesteś, nie zejdziesz i nie staniesz ze mną oko w oko, przysięgam, że wejdę po ciebie na ten chol... - przerwał. - Dach, a wtedy nie będzie tak wesoło, żartownisiu!
Milly wstrzymała oddech i przywarła do chłodnego betonu. Rozważyła możliwości ucieczki. Mogła zeskoczyć na dach akademika, jednak pewnie poślizgnęłaby się na pochyłych, śliskich dachówkach i spadła na ziemię. Ześlizgnąć się na trawę po drugiej stronie budynku? Znajdowała się na wysokości trzech pięter, ta droga ucieczki również odpadała. Zabawa w kotka i myszkę z nauczycielem nie miała sensu, nie wiedziała, gdzie się ukryć. Miała tę przewagę, że wuefista był dość powolny. Gdyby zeszła na korytarz, a potem odszukała wolną salę... wszystkie drzwi pewnie są zamknięte, a pani Meyer nadal dyżurowała na jednym z pięter. Nagle ją oświeciło.
Okna. Pani Hertz otworzyła to w swojej klasie, bo jeden z uczniów zadymił całą salę... tak, to mogło się udać.
- Przepraszam, panie Stern, proszę skierować się do gabinetu dyrektora, trafi pan, prawda? Ja muszę zająć się tym urwisem, KTÓRY NIE MA JAK UCIEC Z DACHU I LEPIEJ DLA NIEGO, ŻEBY WYSZEDŁ I MI SIĘ POKAZAŁ, BO JAK NIE...!
Tato Ulricha odkaszlnął i mruknął coś o patologicznej młodzieży, a po chwili drzwi budynku zamknęły się z cichym trzaskiem.
Milly bez ociągania przebiegła na drugi koniec dachu i zerknęła pod siebie - tak jak myślała, okno było otwarte. Pozostała kwestia wejścia do środka.
Niepewnie odwróciła się i kucnęła, chwytając krawędź dachu. Lewą ręką wymacała rynnę biegnącą przy sali chemicznej i powoli, ostrożnie opuściła się na parapet. Boleśnie otarła sobie prawą rękę o ścianę budynku. Na skórze pojawiły się krople krwi, ale dziewczynka próbowała nie zważać na piekący ból w prawicy. Szybko wślizgnęła się do sali i stanęła na podłodze. Odetchnęła z ulgą.
Nagle pstryknął przełącznik, a Milly zmrużyła oczy od ostrego blasku jarzeniówek.
Tuż przy drzwiach stała dorosła Japonka wraz z niskim jedenastolatkiem, ściskającym jej rękę. Japończyk, gdy tylko zauważył przyglądającą mu się w zdumieniu dziewczynkę, odsunął się od matki, mrucząc coś pod nosem.
Mama Yumi syknęła i zastukała w metalową bransoletkę na nadgarstku. Hiroki zgasił światło, a pomieszczenie wypełnił słaby blask, którym emanował przedmiot.
- Milly? Co tutaj robisz? - odezwała się kobieta ze zdumieniem. - Dochodzi północ... Nieważne. Wiesz coś o... no nie wiem... zaginięciu...?
- Dziś rano. Cała banda - mruknęła Milly i zmieniła temat. - A co pani... - zerknęła na Hirokiego. - Tu robi?
- A co mogłaby robić zrozpaczona matka? - odparła z lekkim rozbawieniem w głosie. - Naturalnie, szukam swojej córki. A ty możesz mi w tym pomóc.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo!
Zachęcam do komentowania!
Pozdrawiam :)

wtorek, 3 lutego 2015

Liebster Award

Heja!
Zasady Liebster Award (chyba) wszyscy znają i nie muszę ich przypominać. Należy odpowiedzieć na 11 pytań, a potem ułożyć własne 11 i wysłać je do 11 różnych autorów.
Dziękuję za nominacje :)

Pytania od Naty Natki:

1. Od kiedy jesteś fanem Kod Lyoko? 
Mniej więcej od roku, gdy Teletoon postanowiło emitować tę kreskówkę.
2. Wolisz Kod Lyoko, czy Kod Lyoko: Ewolucję?
Samych odcinków "oryginalnej" wersji jest wystarczająco dużo, zresztą Ewolucja jest gorsza pod względem dubbingu, no i nie jest wierna pierwszemu Kod Lyoko.
 3. Od kiedy planowałeś założyć bloga? 
A bo ja wiem...? Z rok?
4. Kiedy najczęściej masz ochotę pisać?
Kiedy mam czas, wenę i motywację xD
 5. Co zamierzasz robić w przyszłości?
Poświęcić się ratowaniu przyrody, bądź badaniu Kosmosu.
 6. Jakie są twoje ulubione postacie z Kod Lyoko?
Parring (ludzie: parring i ship to to samo, nie?) UlrichxYumi. 
W szczególności Yumi - ma wyrazistą (moim zdaniem) osobowość, przeżywa swoje rozterki - jak każda nastolatka. Sprawia wrażenie ponurej, otwiera się tylko w towarzystwie przyjaciół.
A Ulrich? Sama nie wiem. Tej postaci chyba nie da się nie lubić. Chociaż jeśli się mylę, przepraszam.
 7. Jakie są twoje zainteresowania?
Czytanie książek i obserwowanie ptaków ;)
 8. Jakiej muzyki słuchasz?
Zazwyczaj rock'a, jednak przekonuję się do muzyki celtyckiej.
 9. Wolisz zwyczajną domówkę czy głośną imprezę?
Nienawidzę głośnych imprez!
 10. Co zamierzasz robić w przyszłości?
Napisałam wyżej!
 11. Jaki jest twój ulubiony aktor?
Trudno powiedzieć, bo oglądając film, nie zwracam wielkiej uwagi na aktorów (no, na ich imiona). Ale chyba Johny Deep.

Na pytania od KiKo Forest odpowiedziałam na drugim blogu.

Nie nominuję nikogo, pytania zadałam 11 osobom również na Witaj W Lyoko :)


#37 Stukot różowych obcasów

Białowłosa nawet nie wytknęła nosa ze swojego pokoju, gdy Iluzjoniści zbierali się do wyjścia, zostawiając Ginę w towarzystwie staromodnej zastawy stołowej i pokreślonych pajęczynami szczelin ścian i sufitu.
Węgierka na palcach przeszła obok pokoju Białego Kruka i przykucnęła, przyciskając oko do zamka od klucza. Zamarła.
Pokój Iluzjonistki zawalony był zabytkowymi malowidłami - niektóre wisiały na jasnoniebieskich ścianach, inne zostały do sufitu, a niektóre znajdowały się pod szklaną podłogą. W pomieszczeniu  stało ogromne, mahoniowe biurko z dwiema szufladkami, wspierające się na zdobionych rzeźbami drewnianych nogach. Po przeciwnej stronie umieszczona była mniejsza kopia królewskiego łoża  - Gina widziała oryginalne w zabytkowych zamkach-muzeach i oszacowała, że posłanie godne królów nie zmieściłoby się w pokoju. Już sama "podróbka" zajmowała większość przestrzeni, ze swoim różowym baldachimem, nieskazitelnie czystą pościelą i kolorowymi poduszkami z frędzelkami. Wybite okno wpuszczało do środka ostatnie promienie dnia. Nastolatka przyjrzała się wielkiej szafie stojącej w rogu pomieszczenia - wykonana z ciemnego drewna, wyglądała jak autentyczne przejście do Narnii.
Ginie nie dane było dokończyć oględzin, gdyż nagle wielkie drzwi otworzyły się, odrzucając dziewczynę na przeciwległą ścianę. Szesnastolatka zdusiła jęk, masując obolałą głowę. Rzuciła w stronę pokoju nienawistne spojrzenie, a drzwi zamknęły się z hukiem.
- Ej! Wiesz, jak to boli?! Może ciebie by tak... - urwała, słysząc cichy chichot zza ściany. - Niech cię licho... - syknęła, intuicyjnie kierując się do kuchni po lód.
Zamiast zwyczajnej lodówki i szafek, jej oczom ukazał się ogromny stół, na którym leżały puste w środku, białe baranie rogi, poskręcane w półksiężyce.
- Co to ma być? - zdenerwowała się Gina, podchodząc do blatu. - Ej, ty! Wiesz może, gdzie mogę znaleźć lód?! - wykrzyknęła, wracając się do pokoju Białego Kruka i kopiąc w drzwi. Nagle dostrzegła ogromną, zaciśniętą pięść, która wystrzeliła z drewna i uderzyła w jej klatkę piersiową. Gina upadła z jękiem i wrzasnęła dziko.
- Jesteś pokręcona psychicznie! Współczuję tym, którzy muszą z tobą mieszkać - syknęła ze złością i zacisnęła pięści, odsuwając się z pola rażenia zaklętych drzwi. - Mówię serio - dodała, podnosząc się i stękając.  Strzepnęła z ramion biały pył, który niczym śnieg spadł z sufitu i pokrył całe jej ubranie, gdy uderzyła w ścianę. Dwa razy.
Nagle dostrzegła niezauważony wcześniej foliowy woreczek z kostkami lodu i zaczerwieniła się ze wstydu. "To ona powinna mieć wyrzuty sumienia, nie ja" - pokrzepiła się myślą i szybko zabrała z podłogi siateczkę i umknęła do przydzielonego jej pokoju, obrzucając drzwi podejrzliwym spojrzeniem.
Rzuciła się na stary tapczan, przykładając lód do czoła. Mimochodem dostrzegła, że ściany pomieszczenia są brzoskwiniowe, ozdobione dwoma czarno-białymi obrazami w drewnianych ramkach. Na jednej z ilustracji rozpoznała plac wokół Więzienia, zapewne na niedługo przed przybyciem Zarządu. Masywny budynek przystrojony był girlandami z kwiatów. Napis na fasadzie głosił "Otwarcie Szkoły i Świetlicy dla młodych Iluzjonistów". Przed budynkiem stali ludzie - większość dorosłych trzymała za rękę mniej-więcej trzyletnie dzieci i prowadziła je w kierunku bramy szkoły. Gina dostrzegła tylko jedną osobę, która patrzyła prosto na fotografa. Wysoki, chudy chłopak o surowym, niemal karcącym spojrzeniu opierał się o ścianę budynku, zaciskając pięści, a na jego twarz wykrzywiała się w grymasie złości.
Coś w tej postaci było niepokojącego, a zarazem tajemniczego - Gina miała dreszcze, a jednocześnie nie mogła oderwać wzroku od jego władczej sylwetki. Jego wzrok magnetyzował, a dziewczyna niemal słyszała gwar rozmów rozentuzjazmowanych matek w długich do ziemi kolorowych sukniach. Miała wrażenie, że fotografia nabiera kolorów, widziała przecież barwę  tęczówek chłopaka, patrzył prosto na nią, wykrzywiając twarz w złowrogim uśmiechu...
Mimowolnie wzdrygnęła się i wyrwała się z transu, zakrywając oczy dłońmi. Poczuła, że drży, a temperatura w pomieszczeniu znacznie spadła. Okryła się grubym kocem, leżącym w rogu materaca i przyjrzała się drugiemu obrazowi.
Ujrzała mężczyznę i kobietę, tańczących na parkiecie w towarzystwie półprzezroczystych cieni, niby innych widmowych par. Twarze tańczących zakryte były  zdobionymi maskami przystrojonymi piórami, nie zasłaniającymi jednak ust i podbródków. Obie postaci uśmiechały się promiennie.
Włosy kobiety zostały upięte w tradycyjny kok, a prosta suknia prawie zakrywała buty tancerki. Korale na jej szyi zdawały się mienić nieziemskim blaskiem.
Jej partner ubrany był w elegancki garnitur - miał jasne, gęste włosy, przewiązane dziwną przepaską. Gina zmrużyła oczy i dostrzegła, że czoło mężczyzny pokrywały cienkie linie, blizny. Tancerz był, jak na jej gust, zabójczo przystojny, nic więc dziwnego, że kobieta uśmiechała się, patrząc mu w oczy.
Podobnie jak w przypadku poprzedniego zdjęcia, Gina zaczęła dostrzegać kolory - krwistoczerwony odcień sukni i hebanowe włosy kobiety, a także blond, niemal białe - tancerza. Usłyszała cichą muzykę, a salę balową rozświetliły nagle tysiące świec. Jedynie cienie pozostały ciemnoszare, dziewczynie zdawało się, że słyszy ich syki i szepty. Ze zdziwieniem spostrzegła, że tańcząca wygląda na osobę mniej więcej w jej wieku. Nagle tancerze zatrzymali się, a ciemnowłosa objęła partnera za szyję. Gina poczuła, że się czerwieni, jednak nie zdołała odwrócić wzroku. Na moment przed pocałunkiem została brutalnie wyrwana z letargu przez białowłosą, która nerwowo potrząsała jej ramieniem. Gdy spostrzegła, że nastolatka budzi się z transu, odetchnęła z ulgą.
- Co to było?! - wykrzyknęła nagle Gina, wyrywając ramię z uścisku Białego Kruka. - Chcę to obejrzeć do końca!
Iluzjonistka syknęła coś w stronę obrazów, które jak na zawołanie okryły się białą płachtą. Pokręciła głową.
- Ruchome obrazy. Coś jak w waszych telewizorach, tylko nieco bardziej... wciągające.
- Zauważyłam - westchnęła Węgierka, szczelniej opatulając się kocem. - To jak, zgoda między nami? - wyciągnęła rękę do Kruka.
- Tak, pewnie - dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wyszła z pomieszczenia, pogwizdując cicho. - Zrobić ci kanapkę? Jestem głodna jak miś - zawołała z kuchni.
- Jak wilk - poprawiła ją Gina, dołączając do Iluzjonistki.
Białowłosa okrążyła ogromny stół, podnosząc kolejny róg i zaglądając do środka.
- To nie ten - mruczała jak mantrę, odkładając przedmioty na blat. W końcu wydała z siebie okrzyk zwycięstwa i lekko potrząsnęła jednym z rogów, wysypując na stół kilka bochenków chleba.
- Niezbyt orientuję się, gdzie co jest, więc może zadowolimy się tym, dobrze? Łap! - rzuciła Węgierce chleb i sama zabrała się za pałaszowanie swojej porcji. - Mmm... Nawet nieźle wyszły. Ale Narcyz robi lepsze, tak czy siak - oceniła, przełykając.
- Ale jak...?
- A, normalnie. Wprawniej klepie te stare rogi - zachichotała na widok wyrazu twarzy Giny. - Nie słyszałaś nigdy o Rogach Obfitości? To mój pomysł, kocham mitologię. No i nie trzeba uzupełniać zapasów. Ach! Miałam ci coś pokazać, chodź za mną!
Potruchtała do swojego pokoju i chwyciła papierową torbę, stojącą przy łóżku.
- Pomyślałam, że ci się przydadzą. Wiesz, czasem mamy swoje bale, poza tym, dobrze jest ładnie wyglądać - wręczyła prezent brunetce, z uśmiechem przygładzając falbanki swej białej, zwiewnej sukienki.
- Och... dzięki - Gina zarumieniła się i, czując na sobie wyczekujące spojrzenie Kruka, zajrzała do środka. Westchnęła.
W torbie znajdowało się kilka kolorowych sukienek (zielona, czerwona, niebieska i czarna), trzy bawełniane bluzki, bury sweter, dwie pary spodni, buty przypominające adidasy i...
- Naprawdę? - parsknęła, wyciągając różowe czółenka przyozdobione cekinami.
- Nie podobają ci się? - jęknęła dziewczyna z zawodem. - Najładniejsze, jakie udało mi się przywołać!
- Przywołać? - upewniła się Gina.
- No... co jakiś czas coś u was, z Realii, znika, no nie?
- Ukradłaś te buty z Ziemi?! - wykrzyknęła nastolatka, kręcąc głową.
- Spokojnie, spokojnie, to działa inaczej, niż myślisz - roześmiała się dziewczyna. - Pewnie nawet jeszcze ich nie wyprodukowano.
Gina skrzyżowała ramiona.
- Nie rozumiem was - wymamrotała pod nosem. - Najpierw Strażniczka mówi, że roztrzaskałam się o ziemię...
- Co? - fioletowo-włosa dziewczyna jak burza wpadła do mieszkania i stanęła przed Węgierką, patrząc na nią z góry. - Powtórz, co ona ci powiedziała?
- No... "pamiętaj, roztrzaskałaś się o ziemię", czy jakoś tak...
- Narcyz! - wykrzyknęła Iluzjonistka. - Mamy wielki problem.



~~~~~~~~~~~~~~~~
Heja!
A ja mam ferie, sielanka, w ogóle... nieważne.
Mam zaległości w pisaniu, zabieram się do kolejnych rozdziałów!
Mam nadzieję, że notka jakoś wyszła i zachęcam do oddania opinii w komentarzach.
Miłego dnia! :)

sobota, 24 stycznia 2015

#36 Najwyższy budynek w Mieście

Wiatr we włosach i podmuch chłodnego powietrza, niepachnącego spalinami i dymem... Abigel od razu poczuła się lepiej, zrównując wysokość z szybującą w przestworzach Aelitą.
Chwilę wcześniej Jeremy (tymczasowy przywódca ich wyprawy) nakazał im wzbić się nad bloki i poszukać najwyższego budynku w Metropolii. Jako jedyne miały skrzydła, więc tylko one nadawały się do tego zadania.
- To miasto jest za wielkie! - zielonooka starała się przekrzyczeć szum wiatru. Leciały dobre pięć metrów od siebie, by móc swobodnie latać, bez ryzyka kolizji i nie przeszkadzać sobie skrzydłami.
- Musi być widoczny z daleka, inaczej nie wyznaczyliby tam miejsca spotkania! - odkrzyknęła Węgierka, przyspieszając.
Nawet stalowa pustynia, po której wcześniej szli, była jedynie piaskownicą w porównaniu z ogromem Metropolii. Szare budynki ciągnęły się aż po horyzont. Abigel spostrzegła, że są niemal równej wielkości, a im dłużej leciały, tym ich kształty stawały się mniej oryginalne - w pewnym momencie pod sobą miały istne morze burych prostopadłościanów. Jedynymi kolorowymi plamami były liczne róże wiatrów, wyróżniające się na tle monotonnej szarości.
- Tam. Patrz! - Aelita drżącą ręką wskazała jakiś kształt majaczący na horyzoncie. Szklany szpic wyraźnie górował nad innymi budowlami, połyskując niczym ogromna latarnia. Błękitne światło przebijało się przez opary mgły spowijającej najwyższy budynek w mieście.
- Jak my się tam dostaniemy? - jęknęła Abigel, zgrabnie zatrzymując się w powietrzu tuż przed brudnoszarym obłokiem. Coś podpowiadało jej, że nie powinna dalej lecieć.
- Mam pomysł - Aelita pstryknęła palcami. - Wylądujmy na jednym z dachów, musimy odpocząć. Oby tylko reszta nie wyruszyła bez nas.
- Też mam taką nadzieję - westchnęła Węgierka, odwracając się od ściany mgły. - Wiesz, wydają mi się zbyt zdesperowani, żeby czekać kolejnych kilka godzin. Istnieje spora szansa, że uda nam się jakoś dolecieć do obrzeży miasta. Ten budynek znajduje się w centrum Metropolii, zresztą wystarczy, że spojrzymy na róże wiatrów. W jakim kierunku leciałyśmy?
- Zachód - padła odpowiedź. - Masz rację, nie marnujmy czasu. Ścigamy się?
- Możemy - Abigel wzruszyła ramionami i poleciała, nie czekając na przyjaciółkę.


Gdy wreszcie dotarły do tymczasowego obozu Wojowników, prawie opadły z sił. Aelita niezgrabnie wylądowała przed zaniepokojonymi przyjaciółmi,  od razu padła na kolana i przewróciła się na plecy, dysząc ciężko. Abigel zignorowała zmęczenie i  stanęła przed Jeremym, krzyżując ramiona.
- Gdzie wyście były? - zapytał okularnik z naganą w głosie.
- Daj spokój. To miasto jest ogromne - wtrąciła się Yumi, patrząc wyczekująco na przyjaciółkę. - Prawda?
- Trzy godziny lotu - odparła po chwili namysłu Abigel. - Czyli z sześć, jeśli pójdziemy na pieszo.
- Jak inaczej? - zadumał się nastolatek, siadając na chodniku. - Nic to. Musimy tu przenocować, nie mamy wyjścia. Wyruszymy z rana.
- Z pustymi brzuchami? - jęknął Odd, obrzucając Jeremiego błagalnym spojrzeniem.
- Co zamierzasz jeść? Płyty chodnikowe?
Fioletowy kot westchnął i poszedł na trawnik, by zwinąć się w kłębek nieopodal rozmawiających ściszonymi głosami Wojowników. Tymczasem Aelita podniosła się z ziemi i powoli podreptała do Belpois'a i ciemnowłosej. Potarła oczy dłońmi i ziewnęła przeciągle.
- Ci Iluzjoniści są nienormalni - wymamrotała, rzucając szybkie spojrzenie Sarze i upewniając się, że dziewczyna nie może ich usłyszeć.
- Miejmy nadzieję, że wiedzą, co robią. Skoro w Metropolii więzią Iluzjonistów, jest niemal pewne, że po drodze napotkamy jakieś patrole. Nawet nie powiedzieli nam o zagrożeniach! - syknął Jeremy, kręcąc głową. - Dobra, znajdźcie sobie jakieś miejsce, musicie się wyspać przed podróżą.
- A ty? - zaniepokoiła się Aelita.
- Nasz przywódca zapomniał, jak się śpi, nie martw się o niego - uśmiechnęła się Japonka, obejmując różowo-włosą ramieniem i popychając ją delikatnie w kierunku trawnika, gdzie ułożyła się już większość załogi. Następnie wróciła do przyjaciela, spoglądając na niego z troską.
- Naprawdę nie zamierzasz spać? - zapytała nagle Yumi, niemal niedosłyszalnym szeptem.
- Nie - Jeremy skrzyżował ramiona. - Przynajmniej nie całą noc. Ktoś musi pilnować okolicy.
- Wymieńmy się po, eee... północy, okej? - Ulrich machnął ręką w stronę wielkiej, srebrnej kuli wynurzającej się zza horyzontu. - Gdy księżyc będzie w tym, no, zenicie.
Abigel także spojrzała na srebrny glob, rozkładając czarne skrzydła i kładąc się na nich jak na materacu z piór. Mimowolnie zadrżała - nawet w bardziej realnym od Lyoko Iluzjonie, księżyc nadal wyglądał jak przerobiony cyfrowo, niedopracowany obraz.

~~~~~~~~~~~~~~
Hello!
Jest tam kto?
Postanowiłam tymczasowo "przenieść' akcję do Kadic, za kilka rozdziałów. Tak więc opowiadanie o"Kod Lyoko", będzie jednak miało w sobie elementy Lyoko. I całe szczęście, bo już sama nie wiem, co robię.
Jak tam, oceny na koniec półrocza? Zdruzgotani? Niezadowoleni? A może zupełnie odwrotnie?
Ja tam jestem zadowolona.
Pozdrawiam!

sobota, 10 stycznia 2015

#35 Iluzjoniści

Perspektywa Giny

Zaprowadzili mnie do jednego z budynków znajdujących się po zachodniej stronie Więzienia. Skąd to wiem? Co chwila napotykaliśmy się na malowane na jezdniach gwiazdy kierunków. Nie tylko na ulicach: drogowskazy i strzałki stały na piedestałach niczym pomniki, wisiały obok połamanych szyldów starych sklepików, zostały wstawione w dziury ziejące w oknach opuszczonych budowli.
Dlaczego, u licha, ci ludzie mieli taką obsesję na punkcie kierunków?
Po mojej lewej stronie szedł fiołkowo-oki szatyn, ten sam, który złapał mnie, gdy wisiałam kilka metrów nad ziemią. Mocno chwycił moje ramię, nie zważając na  jęki w stylu:
- Zostaw, połamiesz mi kości. Nie przydam się, jeśli będę kaleką! Puszczaj!
Z każdym moim okrzykiem zacieśniał uścisk, więc po jakimś czasie przestałam narzekać. Wydawało mi się, że on jest tu najmłodszy - pozostali byli dużo wyżsi i silniejsi. Ale mogę się mylić, w końcu nawet Strażniczka raz była dziewczynką, to znowu starszą panią. Dziwne, gdy zabierała mnie do Metropolii, wyglądała na dwudziestolatkę, tymczasem jej głos... mógł należeć do staruszki, jak i do dziecka. Później się tym zainteresuję - postanowiłam, przyglądając się pozostałym Więźniom.
Z mojej prawej strony szedł chudy i wysoki brunet, wyglądem przypominający Williama. Różnice od razu rzucała się w oczy - Dunbar miał sylwetkę sportowca, poza tym, jak ten dureń się tu dostał? Nie jest Iluzjonistą, przecież widziałam go kilka godzin temu, gdy rozmawiał z Arkadią...
Pozostali naciągnęli na głowy wielkie kaptury, więc nie widziałam ich twarzy. Idący z przodu narzucili szybkie tempo, więc co jakiś czas musiałam truchtać, by za nimi nadążyć.
Kolejne spostrzeżenie: W Iluzjonie oddychamy jak normalni ludzie - powietrze pachnie spalinami.
Po kilkudziesięciu minutach marszu dołączyły do nas dwie Iluzjonistki. Szły jako pierwsze, więc nie zobaczyłam dokładnie, jak wyglądają. Jedna z nich miała rozpuszczone, białe włosy, druga dwie fioletowe kitki sięgające do połowy pleców. Ubrane były podobnie, jak mężczyźni: nosiły bure mundury, zauważyłam, że ich kieszenie są wypchane, jakby Iluzjonistki chowały w nich pistolety.
Nagle fiołkowo-oki pociągnął mnie do klatki jakiegoś na wpół zawalonego bloku. Oprócz nas, z grupy Iluzjonistów wystąpiły dwie dziewczyny i ponury brunet, którego wzięłam za Williama. Pozostali pomaszerowali dalej, do innych budynków.
Niski szatyn otworzył drzwi i wpuścił dziewczęta przodem. Następnie wepchnął mnie do środka i zaprowadził na parter. Przez cały czas czułam na karku jego oddech. To Iluzjoniści oddychają? - sama nie wiem, dlaczego akurat to mnie zdziwiło.
Czarnowłosy zamknął za nami drzwi i zaryglował je płaską deską. Mieszkanie, mimo wszystko, było nieźle urządzone - popękane w kilku miejscach ściany pomalowane zostały na zielono, czerwony dywan przykrywał drewnianą podłogę. W pomieszczeniu stała ogromna szafa i nie mniejsza komoda na książki oraz wytarta, żółta sofa. Naliczyłam pięć drzwi.
- Możesz usiąść - oznajmił chłodnym tonem brunet, wskazując głową na kanapę. W jego stalowych oczach ujrzałam niemy rozkaz, więc posłusznie podreptałam w stronę sofy. Była zaskakująco wygodna.
Dziewczęta zniknęły w innym pokoju, który okazał się kuchnią - wyniosły z niej dwie tace  jedzeniem i szklankami z pomarańczowym płynem i położyły je na podłodze.
- Bon apetit - powiedziała białowłosa, klękając na dywanie. Druga dziewczyna skinęła na mnie.
- Przyłącz się - zaproponowała łagodnym głosem. Z wahaniem usiadłam koło nich i sięgnęłam po jedną z kanapek z wędliną.
- Nie jesteś stąd - stwierdził fioletowo-oki, pałaszując ogromnego pączka i  popijając go sokiem. - Przybyłaś z Belferką.
- Belferką? - zdziwiłam się. - Tak mówicie na Strażniczkę Zielonej Kuli... Dlaczego?
- Chciała nas nauczać - pospieszyła z wyjaśnieniem białowłosa. - Pragnęła otworzyć szkołę i uczyć Iluzjonistów panowania nad umiejętnościami. Zamiast tego została Echo i posłali ją do Puszczy. Mówi się trudno.
- Aha... a jak nazywacie tę drugą?
- Skalniak - odparła bez zająknięcia. Parsknęłam.
- Nie mówisz serio.
- Dlaczego nie? Jest sztywna i prawie nic nie robi, tylko wspina się na ściany... - szatyn zawahał się. - Tak mówią. Wiesz, propaganda i takie tam.
- Rozumiem - odchrząknęłam. - Jestem Gina.
- Biały Kruk - oznajmiła bardziej rozmowna z dziewcząt. - To jest Fiołkowy Narcyz - wskazała na chłopaka. - Moja siostra nazywa się Fioletowy Pazur, a ten gbur to Znienawidzony Przywódca. Ale nazywaj nas, jak chcesz - wzruszyła ramionami, sięgając po jabłko. - Skąd jesteś? Czekaj, przyniosę atlas.
Kruk pstryknęła palcami i przymknęła błękitne oczy. Nagle jedne z drzwi otworzyły się z hukiem, a do saloniku wleciała gruba, stara książka, otwierając się na jednej ze stron. Pochyliłam się nad pożółkłą stronicą i parsknęłam śmiechem.
- Coś nie tak? - dziewczyna zmarszczyła brwi. - Dałabym głowę, że to ta mapa...
- Tak. Patrz, masz tu Monarchię Austrio-węgierską - wskazałam. - Z 1918 roku. Widzisz?
- Rzeczywiście - dziewczyna zmarkotniała. - Jak to teraz wygląda?
- Zupełnie inaczej. Osobno Węgry, osobno Austria, jeszcze kilka innych państw. W 1918 była I Wojna Światowa - oznajmiłam z jako-taką dumą. Wyglądają na starszych, ale o historii to ja wiem więcej.
- Wojna... - wymamrotała Kruk. - Straszne. Ile było tych wojen?
- Dwie. Jedna straszniejsza od drugiej. Znaczy, światowe... - uzupełniłam. - Tych pomniejszych było bardzo dużo. Ale podczas tych dwóch ginęli ludzie na całym świecie - dopiero po chwili zrozumiałam, że nie powinnam tego mówić. Białowłosa wstała z dywany i pomknęła jak błyskawica do otwartego niedawno pokoju.
- To mamy problem - odezwała się Pazur, patrząc na mnie z naganą. - Biedna, interesuje się historią, a nienawidzi wojen. Co za ironia.
- Nie wiedziałam... iść do niej?
- Przejdzie jej - zabrał głos Przywódca. Patrzył się prosto na mnie, jego oczy zdawały się mnie hipnotyzować. Nie mogłam się ruszyć.
- Starczy - Narcyz klasnął w dłonie. Wzdrygnęłam się. - Gino, nie wiemy, w jakim celu tu przybyłaś i współczujemy, że zostałaś złapana. Belferka przydzieliła cię do tego budynku, a to jest jedyne mieszkanie, w którym można normalnie funkcjonować - machnął ręką, a drzwi do jednego z pokojów otworzyły się. - Lepiej odpocznij po podróży. My idziemy na ulicę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Srutututu, kolejny rozdział za nami. Boże, szkoła mnie wykończy. 3 konkursy w ciągu dwóch tygodni to trochę dużo, no nie? Mówi się trudno, mam kilka rozdziałów w zapasie, starczy.
Zamierzam reaktywować drugiego bloga, także uwaga xD. Jakoś się wyrobię.
No i pytanie:
- Są tu jacyś Herosi, o których nie wiem, że są Herosami? Do jakich domków należycie? XD
Miłego weekendu ;)