poniedziałek, 6 kwietnia 2015

#1 Ta nowa

Perspektywa Sary

- Idę, Julio!
Do swojej przybranej matki nigdy nie zwracałam się inaczej. Czułam, że to jest po prostu... niewłaściwe. Ta kobieta nigdy, w żaden sposób nie stanie się moją prawowitą rodzicielką, której nie zdążyłam poznać. I basta.
Rzuciłam okiem na nieco mniejszy, niż wczoraj, bałagan w pokoju.  Razem z Julią posprzątałyśmy jako tako (ona także nie jest fanką porządkowania) większość pomieszczenia. To znaczy, że uprzednio porozwalane po podłodze ciuchy zostały upchnięte do szafy, a papierki po batonikach (ostatnią fazę na słodycze miałam miesiąc temu i od tego czasu  mój dywan był usłany okruchami czekolady) wylądowały w koszu na śmieci. Na koniec umyłyśmy rozkładaną kanapę, na której sypiałam, więc na noc musiałam przenieść się do salonu. Sypialnia wietrzyła się przez kilka godzin, ale i tak śmierdzi specyfikami Julii, więc będę mogła "wrócić" tam jutro. Może do tego czasu uda mi się jeszcze co nieco ogarnąć.
- Sara, spóźnimy się na rozpoczęcie roku!
- No mówię, że wiążę buty!
Przejechałam kilka razy grzebieniem po roztrzepanych, rudych włosach, wykrzywiłam się do swojego odbicia w lustrze i ześlizgnęłam się po poręczy na dół. Przy drzwiach wejściowych czekała trzydziestopięcioletnia tleniona blondynka i rzucała mi zniecierpliwione spojrzenia spod okularów przeciwsłonecznych. W pośpiechu chwyciłam moją torebkę, tak starą, że gdyby była człowiekiem pewnie domagałaby się emerytury i w końcu wyszłyśmy (bo braciszek rozpoczął budę godzinę wcześniej) na skąpaną w słońcu francuską ulicę.
Byłyśmy niejedynymi obcokrajowcami w tej dzielnicy. Julia zapoznała się już z rodziną Japończyków mieszkających kilka przecznic dalej, a ja widziałam staruszkę gadającą przez telefon po hiszpańsku. Poza tym za płotem żyła sobie dość spora gromadka Rosjan, a naprzeciwko para Murzynów.
Był niezły cyrk, kiedy Julia zaprosiła ich wszystkich do nas do domu.

Przez całą drogę starałam się ukryć przed matką podkrążone oczy, uporczywie wpatrując się w popękane płyty chodnikowe i tłumacząc swoje zachowanie rażącym słońcem.
Bo od kilku dni męczył mnie pewien koszmar. Boże, już nawet gdy przymknęłam powieki widziałam odrażającą twarz tego faceta, szczerzącego się i...
Ale od początku:

Jak zwykle, pojawiłam się w ogromnej, przypominającej amfiteatr sali. Stałam pośrodku, na podwyższeniu, a wokół mnie piętrzyły się niezliczone rzędy gładkich, lśniących, granatowych bloków. Pomieszczenie było niemal zupełnie puste, nie licząc dwóch siedzących w pierwszym rzędzie kobiet i jednego, niskiego mężczyzny o przebiegłym spojrzeniu i niemal lisich rysach twarzy.
- Iluzjonistka numer dwa tysiące jeden! 
Jedna z kobiet drgnęła, ale zachowała kamienny wyraz twarzy. Jej włosy były zupełnie białe i sięgały talii. W dłoni ściskała długą, lśniącą laskę zwieńczoną połyskującą, granatową kulą. Stalowe oczy nieznajomej były bezmyślnie wpatrzone w dal.
Różowe włosy drugiej, tęższej i wyższej, nawet splecione w grube warkocze niemal dotykały ziemi. Ona również posiadała coś na kształt berła, z tym, że tym razem kula była krwistoczerwona. 
Mężczyzna przygładził  krótkie włosy i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Co, mała? Boisz się? - wyszczerzył zęby w okrutnym uśmiechu. - Zobaczmy, co potrafisz. Otworzyć Wrota!
Niby duch, po mojej lewej zmaterializowała się wielka, ołowiana kula. Bezgłośnie przetoczyła się na drugi koniec sali, a po chwili z sykiem... podzieliła się  na dwie części. Moim oczom ukazał się dziwny symbol, znajdujący się pośrodku jednego z otworów... a potem wystrzeliła z niego laserowa ściana, z zawrotną prędkością zbliżająca się ku mnie...
A ja mogłam tylko stać i modlić się w duchu, żeby śmierć nadeszła szybko i bezboleśnie.

- Saro? Źle się czujesz? - troskliwy głos Julii wybudził mnie z letargu.
- Co...? Tak, znaczy nie, znaczy... czuję się doskonale. Dlaczego pytasz?
- Nie odpowiadałaś na moje pytania. No i dotarłyśmy do twojej nowej szkoły.
- Co? Ach, rzeczywiście, hm... zostawiasz mnie tutaj?
Kobieta zaśmiała się cicho.
- Nie, nie! Mam kilka spraw do omówienia z dyrektorem. A ty idź już lepiej, sala gimnastyczna jest tam - wskazała na otwarte na oścież drzwi, do których zmierzał spory tłumek dzieciaków w różnym wieku. - Buziaki!
- Buziaki, buziaki, zaraz trafię do paki - zanuciłam, gdy już odeszła. Poprawiłam torbę na ramieniu i z podniesionym podbródkiem podreptałam w stronę gmachu Kadic.
To był chyba błąd. Powinnam wmieszać się w tłum i rzucać wszystkim ukradkowe spojrzenia, Wtedy może zajęliby się mną następnego dnia podczas obiadu. Ale nie!...
Dżinsowa koszula, krótka, nawet zbyt krótka granatowa spódniczka, białe podkolanówki i różowe baletki. Do tego proste jak druty, lśniące czarne włosy i tona makijażu na twarzy. Od razu można powiedzieć, że ów nastolatka jest nieco rozpuszczona i że jej rodzicom nieźle się powodzi. I super, co mnie to w sumie obchodzi, ja z takimi typami nie chcę się zadawać... Chyba jestem zbyt dumna, by przyjaźnić się z każdą lalunią, która akurat przejdzie korytarzem, zostawiając za sobą rozmarzone westchnienia chłopaków i dokuczliwą woń perfum. Gorzej, gdy taka zaczepi mnie na tym właśnie korytarzu, myśląc, że zyska w opinii publicznej, znęcając się nad rudymi z sierocińca. Tylko w tym wypadku byłby to dziedziniec szkoły z internatem.
- O, to ty jesteś tą biedną sierotką, co dochodzi do mojej klasy? - powiedziała z ironią.
- O, to ty jesteś tą rozpuszczoną lalunią, o której nawet na tablicach piszą? - zerknęłam na wywieszony na ścianie wielki plakat, przed którym zebrało się już kilkoro nauczycieli. Sądząc po ich minach, nie mieli pojęcia o nagłym pojawieniu się na fasadzie budynku "Najgłośniejszych spraw tamtego roku". Na jednym ze zdjęć widniała właśnie ta brunetka, czerwona na twarzy, z rozmytym make-upem, w ramionach pryszczatego, cherlawego, dość niskiego chłopaka, który... o, stał właśnie tuż za nią.
- "Na pierwszym miejscu najgłośniejszy romans w historii Wiadomości Kadic: Sissi i Herve! Życzymy powodzenia i gratulujemy młodej parze!" - roześmiałam się. - Jezu, kto redaguje te wpisy? Muszę się zapoznać z całą ekipą!
- Milly i Tamiya - Sissi  wskazała głową na dwie dziewczynki tłumaczące się przed siwym, tęgim mężczyzną w okularach. - Ale bez obaw, długo sobie ten plakat nie powisi. Mój tatuś o to zadba!
- Kim jest twój tatuś? Agentem FBI? Cichym zabójcą? - otarłam oczy rękawem, rozbawiona.
- Nie, głupia! - oburzyła się dziewczyna. - Jest dyrektorem tej budy. Mówi ci coś nazwisko DELMAS?
- Gdyby nazwiska umiały mówić, twoje chyba byłoby najwredniejsze, Sissi - odezwał się jakiś chłopak za moimi plecami.
- Ulrich, kotku! - odepchnęła mnie i rzuciła się na przystojnego szatyna o błyszczących, złotych oczach, który wykonał zręczny unik, pozwalając laluni wlecieć na jakiegoś dziesięciolatka, który skrzywił się z obrzydzeniem. Dziewczyna zaczerwieniła się ze złości i chciała coś wykrzyczeć, ale porwał ją tłum.
Wpadliśmy do sali.
- No, no, nie każdy potrafi poradzić sobie z nią pierwszego dnia - uśmiechnął się, robiąc mi miejsce pod ścianą. Stanęłam obok niego. - Sara, tak?
- Jasne - wyszczerzyłam się. - A ty?
- Oto nadchodzi Odd Wspaniały, by przekazać Ulrichowi wieści od jego dziewczyny Yumi, która siedzi w trzecim rzędzie i patrzy na niego wilkiem! - zamiast odpowiedzi mojego towarzysza usłyszałam głos blondyna, którego postawione na żel włosy były na przodzie pofarbowane na fioletowo. - Nie żebym coś do tego miał, ja tylko informuję! - zawołał po chwili, machając rękami w obronnym geście. - No i chętnie zapoznam się z twoją koleżanką, bo Yumi mnie wygania, a tam nie ma już miejsca.
- Yumi? - zdziwiłam się. - To ta Japonka, która mieszka niedaleko szkoły? Jej zdjęcie jest na tym plakacie. Gadałam z nią raz, ale nie mówiła, że ma chłopaka.
- Bo nie ma. Jesteśmy tylko przyjaciółmi - burknął czerwony na twarzy chłopak. Odd pokręcił głową i uśmiechnął się szelmowsko, teatralnie wywracając oczami.
- Mówią tak niemal od roku, a wszyscy wiedzą, że jest inaczej!
- Odd, zamknij się.
- Dobra, dobra, nie marudź. A śliczna pani to pewnie Sara?
- Nie powiedziałabym, że śliczna, ale tak, to ja. Raczej nic się nie zmieniło od piętnastu lat.
- Nie przejmuj się nim, to zwykły babiarz. Casanova byłby z niego dumny.
- Ulrich, idź już, bo chyba widzę Williama...
- Gdzie? - szatyn już przedzierał się przez tłum do trzeciego rzędu.
Odd zachichotał.
- Ulrich i Yumi są razem, wszyscy o tym wiedzą - wyjaśnił. - Oprócz nich samych. No, przejdźmy do konkretów: masz chłopaka? Lubisz psy? Jaki kolor wolisz: fioletowy, czy żółty? Wiesz, że będziemy razem w klasie?
- Rozumiem... Nie mam chłopaka, nie przepadam za zwierzętami, lubię tylko czarny i właśnie się dowiedziałam - uśmiechnęłam się. Odd zmarkotniał, gdy odpowiedziałam na drugie pytanie.- Z jakiego kraju jesteś? - zmieniłam temat. - Masz inny akcent.
- Włochy.
- Polska - wymiana uśmiechów. - Tam się urodziłam. Trzy lata temu przeprowadziłam się z rodziną zastępczą do Francji, dlatego znam język.
- Ja nie mieszkam u siebie od dawna, tylko do Kadic chodzę od dwóch lat, słówek się nauczyłem, gorzej z akcentem. Ale kto by się przejmował, co i jak trzeba wymówić?
- Masz rację. Czekaj, jeszcze jedno pytanie, zanim dyro walnie mówkę o dyscyplinie - Włoch spojrzał na mnie z uznaniem. - Ta Sissi... serio jest córką...
- Serio - Odd wzniósł oczy ku niebu. - Sądzi, że dzięki temu mamy padać przed nią na kolana. No i, nim zapytasz: podobno lata za Ulrichem od pierwszej klasy.
- Aha, rozumiem. Dobra, dzięki za wywiad. Zaraz się zacznie.
- Żegnaj, bella ragazza*. Spotkajmy się jutro przy automacie z kawą, przed pierwszą lekcją, jeśli nie będzie to wuef, dobra? Zapoznam cię z resztą. A teraz znikam, bo jak Jimbo zobaczy, że przy tobie stoję, to...
- Della Robbia, zostaw w spokoju Nowak! Poflirtujesz sobie na przerwie! - potężny mężczyzna na podwyższeniu ryknął do mikrofonu, zwracając na nas uwagę prawie całej szkoły.
Mimo woli zaczerwieniłam się i usłyszałam przy lewym uchu cichy, roześmiany głos.
- To do jutra!

~~~~~~
*bella ragazza - dos. piękna dziewczyna; ale pewności nie mam, tłumaczone w googlach. Chociaż w w Wikisłowniku było takie zestawienie wyrazów.

Cześć i czołem, jak po Wielkanocy?
A, Wesołych Świąt :)
Nieco spóźnione, ale zawsze...
Życzyłabym mokrego dyngusa, ale skończył się wraz z wybiciem dwunastej, więc...
Nie wiem, jak Wy, ale ja wróciłam do domu przemoczona do suchej nitki.
Ja chcę już kolejny!!!

A, i zapraszam do komentowania ;) Również do krytykowania tego.
Pozdrawiam ;)