niedziela, 22 lutego 2015

#40 Iluzje


Miasteczko pod Paryżem

- Są już w Iluzjonie - szepnęła do słuchawki niska, szczupła kobieta, obrzucając długim spojrzeniem pustą ulicę. Nikogo. Była bezpieczna... Przynajmniej na razie.
Dobrze wiedzieć, Strażniczka nie kłamała. Ta s... istota nie wydawała mi się zbyt lojalna.
- Tylko dlatego, że rzuciła cię, nim zapytałeś ją, czy zostanie twoją dziewczyną? Patch, ona jest starsza od ciebie o cały wiek! Wy, Iluzjoniści, nigdy się nie zmienicie.
No, skoro tak twierdzisz - w głosie rozmówcy czuć było urazę. - Mówiłaś, że przydzielą mnie do drużyny twojej córki? Ładna jest chociaż? Ile ma lat?
- Patch! - oburzyła się Azjatka. - Nie idziesz na misję by flirtować, masz tylko przyglądać się Wojownikom i uważać, żeby nie dotarli... za daleko. Dla twojej wiadomości: Yumi ma piętnaście lat i własny obiekt westchnień. I, tak, jest ładna. Starczy?
Jeśli mówisz prawdę, niedługo nacieszy się swoim oblubieńcem. Już ja się za to zabiorę. Poza tym, ta su... Strażniczka obiecała ich rozdzielić?
Tak, Patch. Nie zrób niczego głupiego, bo będę miała na sumieniu jednego Iluzjonistę więcej. I miej oko na Yumi. Uważaj na Reminiscencję, niech zbytnio nie zbliży się do waszego pochodu, pamiętaj, żeby co wieczór kontaktować się z Zarządem, inaczej nie będzie dla ciebie żadnej nadziei...
Tak, tak. Ej, proszę pani, prześlesz mi zdjęcie tej swojej córuni? Chcę wiedzieć, jak mam się przygotować.
- Patch... - powiedziała groźnie. - Jeszcze jedno słowo...
Dobrze, Azjatko. Przylecimy na Nietoperzach.


Nora

Gina zamieniła się w słuch.
Myślała, że nic jej nie zadziwi, a tu proszę - taka niespodzianka!
Najpierw Pazur wytknęła jej głupotę w niemiły sposób, na prawie całą godzinę zamieniając ją w tłuste prosię.
- Adekwatnie do tępoty umysłu - wycedziła, wykopując zwierzę za drzwi mieszkania. Tak więc większość rozmowy odbyła się bez niej.
Gdy wreszcie przybyła Kruk, by odczynić zaklęcie, fioletowo- włosa nie wypowiedziała ani słowa przeprosin. W zamian, nie szczędząc przekleństw i szyderstw pod jej adresem, wyjaśniła wszystko z taką złością, że Przywódca musiał siłą wywlec ją do własnego pokoju (a "kryjówka" Przywódcy nie była zbyt ładnie urządzona).
W każdym razie dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy.
Gdy Przywódca przekręcił klucz w zamku, Kruk odetchnęła i odchrząknęła, przygotowując się do monologu.
- Tak więc - zaczęła. - Jak sama wiesz, moc Iluzjonistów polega na... no, iluzji. Strażniczka musiała włączyć silnik w swojej kapsule, kierując ją pionowo w górę, a że byłaś przyczepiona do jej pojazdu... - urwała nagle. - No właśnie. I tu się zatrzymajmy. Iluzjonistka mogła sprawić,że myślałaś, że zawisłaś w powietrzu. Tak naprawdę byłaś o wiele wyżej.No i spadłaś, czyli...
- Powinnam nie żyć - zakończyła Gina drżącym głosem. Białowłosa skinęła głową.
- Brawo. Teraz tylko moc Strażniczki trzyma cię przy życiu. Nie wiemy, dlaczego, ale jeśli postanowi usunąć ułudę*, wtedy...
- Będziemy mieli mały problem - zakończyła Węgierka, czując, jak w gardle rośnie jej wielka gula przerażenia.

~~~
* Taa, wiem - nie umiałam znaleźć określenia xD
Ten rozdział wyszedł strasznie krótki... mniejsza o to. Brak weny, moi drodzy, brak weny.
W każdym razie zapraszam do komentowania xD
Pozdrawiam!

czwartek, 12 lutego 2015

#39 Nietoperze

Abigel obudziła się z krzykiem.
Śniła o ogromnych nietoperzach porywających jej siostrę. Potwory unosiły się coraz wyżej, a ona nie mogła pomóc -  jej skrzydła były złamane, oblepione zakrzepłą krwią i szlamem. Drobna sylwetka Giny zniknęła, pożarta przez czarne, postrzępione obłoki.

Ktoś położył jej dłoń na ramieniu.
- Ej, w porządku?
Błyszczące, fioletowe oczy Odd'a wpatrywały się w nią  z troską i niepokojem. Widząc go,  Abigel mimowolnie poszukała wzrokiem Sary. Oboje rozmawiali ze sobą zapewne przez kilka godzin, ich głosy przelewały się do jej snu.  Iluzjonistka powoli podniosła się z ziemi i podeszła do nich, spoglądając na Węgierkę pytająco.
- Miałam... koszmar - Abigel przełknęła ślinę. - Ginę... porwały nietoperze - zwróciła się do Iluzjonistki. - Wiesz, o co może chodzić?
Sara szybko odwróciła wzrok, ale na jej twarzy malowało się poczucie winy.
- Nie mam zielonego pojęcia.
Abigel zmarszczyła brwi, ale postanowiła nie drążyć tematu. Przez chwilę panowało nieznośne milczenie, przerywane miarowymi oddechami i pochrapywaniem reszty załogi.
Odd wstał i przeciągnął się, ziewając szeroko. Skinął Węgierce i odciągnął Iluzjonistkę na bok.
- Idźcie lepiej spać. Jutro znów będziemy ratować świat! - wyszczerzył zęby w uśmiechu i odszedł, ciągnąc Sarę za sobą.
Abigel została sama.

Niebo rozświetliło się tysiącem maleńkich błyskawic, tworzących ogromną sieć nad głowami Wojowników. Yumi i Ulrich, trzymający ostatnią wartę, spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.
- Mnie nie pytaj - uprzedziła Japonka, krzyżując ramiona na piersi. - Mama wytłumaczyła mi, jak korzystać z bransoletki, ale o czymś takim... - pokręciła głową. -  Ale Jeremy powinien wiedzieć, co to oznacza.
Ulrich wstał jako pierwszy i wyciągnął rękę do dziewczyny, kiwając zachęcająco głową w stronę śpiącego okularnika. Podeszli do blondyna, chrapiącego na trawniku,a Yumi potrząsnęła nim za ramię. Jeremy poderwał się z ziemi, wystraszony, a szatyn parsknął śmiechem.
- Nie wymiękaj, to dopiero początek, Einsteinie - mruknął cicho. - Patrz, tam, na niebie. Widzisz?
Jeremy rozejrzał się wokół i otrząsnął.
- Gdzie? Gdzie ja... a, tak. No, dobra. Pokażcie, o co chodzi - spojrzał na pajęczynę błyskawic. - Spięcie. W systemie. Mamy problem - ocenił i wstał, wystukując coś na panelu wbudowanego w ramię.
- Tak, jak myślałem - oznajmił po chwili. - Albo Zarząd odkrył naszą obecność, albo...
Umilkł, wpatrując się w trzy wielkie, czarne kształty, lądujące nieopodal.
Gdzieś obok przebudziła się Sara, oślepiona błyskami na niebie. Iluzjonistka przetarła powieki, nie dowierzając własnym oczom. Zerknęła na oniemiałych przyjaciół i resztę załogi, budzącą się ze snu. Abigel poderwała się i wbiła przerażone spojrzenie w Sarę.
No, tak. Nietoperze.

~~~~~~~~~~~~~~
Chyba jeden z moich najnudniejszych rozdziałów. Przepraszam za wszystkie błędy stylistyczne, sprawdzałam wszystko, ale mój umysł działa dzisiaj na wolniejszych obrotach. Wszystko przez te pączki! :D
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania!

sobota, 7 lutego 2015

#38 Kadic

Gdy w Iluzjonie nastawał świt, niebo nad Kadic zyskało ciemnogranatową barwę. Jakby wszystko, co naturalne w tej części świata, w wirtualnej rzeczywistości musiało być zupełnie na odwrót. Tajemnicza, srebrna tarcza księżyca wynurzała się znad czarnych czubków sosen. Gdzieś w parku zahukała sowa, od strony bramy dobiegło ujadanie bezpańskich psów.
Rudowłosa dziewczynka wzdrygnęła się. Wieczór był chłodny, a ona nie wzięła ze sobą koca. Siedząc na dachu Kadic, wytężała wzrok, próbując dojrzeć coś w nieprzeniknionej ciemności. Szukała garstki nastolatków, kilka godzin wcześniej ogłoszonych zaginionymi.
Tak, jedyne osoby, które mogłyby wyjaśnić jej to całe zamieszanie, niespodziewanie zniknęły, pozostawiając za sobą chaos i niepokój.
Samotne auto wjechało na parking szkoły. W jednym z okien internatu zapaliło się światło, a po chwili włączyły się lampy stojące wokół dziedzińca. Tęga sylwetka wuefisty zmaterializowała się w kręgu światła - Jim szybkim krokiem przemierzył odległość dzielącą go od parkingu, przecierając zmęczone od braku snu oczy. Z samochodu wysiadł wysoki, umięśniony mężczyzna w garniturze i szybkim ruchem zatrzasnął drzwi auta. W oddali kilka ptaków poderwało się do lotu.
Milly wychyliła się za krawędź dachu, mrużąc oczy.
- Tato Ulricha - powiedziała do siebie, szukając ręką aparatu, zwykle wiszącego na jej chudej szyi. Opuściła rękę. Dyrektor skonfiskował urządzenie, gdy opublikowała w gazetce artykuł o zaginionych nastolatkach. Później jej współlokatorka i jedyna przyjaciółka - Tamiya, obraziła się na nią i wyrzuciła z pokoju, w tej chwili zajętego zapewne przez bandę Sissi. Młoda Delmas naprawdę wydawała się załamana zniknięciem "ukochanego" Niemca. Milly przez moment chciała dojść z nią do porozumienia, ale potem...
Cóż, znalazła się tutaj.
Jimmy - przyjaciel Hirokiego, brata Yumi, wyraził nawet chęć "przechowania" na kilka dni u siebie, jednak rudowłosa odmówiła. Nie chciała problemów.
- Śpisz na dachu. Aż się prosisz o aferę - uśmiechnęła się pod nosem. Gdyby ktoś inny wpadł na tak absurdalny pomysł, zapewne już pędziłaby na dach z aparatem, z Tamiyą u boku...
- Przestań się zadręczać! - powiedziała głośniej i zakryła usta ręką. Usłyszała kliknięcie, a po chwili snop światła skierował się w jej stronę. Ostrożnie wycofała się poza krawędź dachu. "No tak" - zganiła się w myślach. "Jim i tata Yumi zdążyli dotrzeć do drzwi budynku, gdy ty byłaś zajęta roztrząsaniem tego, co już było. Brawo, Milly."
- Jest tam kto? - zmęczony głos nauczyciela był zachrypnięty, ale stanowczy. - Jeśli ty, kimkolwiek jesteś, nie zejdziesz i nie staniesz ze mną oko w oko, przysięgam, że wejdę po ciebie na ten chol... - przerwał. - Dach, a wtedy nie będzie tak wesoło, żartownisiu!
Milly wstrzymała oddech i przywarła do chłodnego betonu. Rozważyła możliwości ucieczki. Mogła zeskoczyć na dach akademika, jednak pewnie poślizgnęłaby się na pochyłych, śliskich dachówkach i spadła na ziemię. Ześlizgnąć się na trawę po drugiej stronie budynku? Znajdowała się na wysokości trzech pięter, ta droga ucieczki również odpadała. Zabawa w kotka i myszkę z nauczycielem nie miała sensu, nie wiedziała, gdzie się ukryć. Miała tę przewagę, że wuefista był dość powolny. Gdyby zeszła na korytarz, a potem odszukała wolną salę... wszystkie drzwi pewnie są zamknięte, a pani Meyer nadal dyżurowała na jednym z pięter. Nagle ją oświeciło.
Okna. Pani Hertz otworzyła to w swojej klasie, bo jeden z uczniów zadymił całą salę... tak, to mogło się udać.
- Przepraszam, panie Stern, proszę skierować się do gabinetu dyrektora, trafi pan, prawda? Ja muszę zająć się tym urwisem, KTÓRY NIE MA JAK UCIEC Z DACHU I LEPIEJ DLA NIEGO, ŻEBY WYSZEDŁ I MI SIĘ POKAZAŁ, BO JAK NIE...!
Tato Ulricha odkaszlnął i mruknął coś o patologicznej młodzieży, a po chwili drzwi budynku zamknęły się z cichym trzaskiem.
Milly bez ociągania przebiegła na drugi koniec dachu i zerknęła pod siebie - tak jak myślała, okno było otwarte. Pozostała kwestia wejścia do środka.
Niepewnie odwróciła się i kucnęła, chwytając krawędź dachu. Lewą ręką wymacała rynnę biegnącą przy sali chemicznej i powoli, ostrożnie opuściła się na parapet. Boleśnie otarła sobie prawą rękę o ścianę budynku. Na skórze pojawiły się krople krwi, ale dziewczynka próbowała nie zważać na piekący ból w prawicy. Szybko wślizgnęła się do sali i stanęła na podłodze. Odetchnęła z ulgą.
Nagle pstryknął przełącznik, a Milly zmrużyła oczy od ostrego blasku jarzeniówek.
Tuż przy drzwiach stała dorosła Japonka wraz z niskim jedenastolatkiem, ściskającym jej rękę. Japończyk, gdy tylko zauważył przyglądającą mu się w zdumieniu dziewczynkę, odsunął się od matki, mrucząc coś pod nosem.
Mama Yumi syknęła i zastukała w metalową bransoletkę na nadgarstku. Hiroki zgasił światło, a pomieszczenie wypełnił słaby blask, którym emanował przedmiot.
- Milly? Co tutaj robisz? - odezwała się kobieta ze zdumieniem. - Dochodzi północ... Nieważne. Wiesz coś o... no nie wiem... zaginięciu...?
- Dziś rano. Cała banda - mruknęła Milly i zmieniła temat. - A co pani... - zerknęła na Hirokiego. - Tu robi?
- A co mogłaby robić zrozpaczona matka? - odparła z lekkim rozbawieniem w głosie. - Naturalnie, szukam swojej córki. A ty możesz mi w tym pomóc.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo!
Zachęcam do komentowania!
Pozdrawiam :)

wtorek, 3 lutego 2015

Liebster Award

Heja!
Zasady Liebster Award (chyba) wszyscy znają i nie muszę ich przypominać. Należy odpowiedzieć na 11 pytań, a potem ułożyć własne 11 i wysłać je do 11 różnych autorów.
Dziękuję za nominacje :)

Pytania od Naty Natki:

1. Od kiedy jesteś fanem Kod Lyoko? 
Mniej więcej od roku, gdy Teletoon postanowiło emitować tę kreskówkę.
2. Wolisz Kod Lyoko, czy Kod Lyoko: Ewolucję?
Samych odcinków "oryginalnej" wersji jest wystarczająco dużo, zresztą Ewolucja jest gorsza pod względem dubbingu, no i nie jest wierna pierwszemu Kod Lyoko.
 3. Od kiedy planowałeś założyć bloga? 
A bo ja wiem...? Z rok?
4. Kiedy najczęściej masz ochotę pisać?
Kiedy mam czas, wenę i motywację xD
 5. Co zamierzasz robić w przyszłości?
Poświęcić się ratowaniu przyrody, bądź badaniu Kosmosu.
 6. Jakie są twoje ulubione postacie z Kod Lyoko?
Parring (ludzie: parring i ship to to samo, nie?) UlrichxYumi. 
W szczególności Yumi - ma wyrazistą (moim zdaniem) osobowość, przeżywa swoje rozterki - jak każda nastolatka. Sprawia wrażenie ponurej, otwiera się tylko w towarzystwie przyjaciół.
A Ulrich? Sama nie wiem. Tej postaci chyba nie da się nie lubić. Chociaż jeśli się mylę, przepraszam.
 7. Jakie są twoje zainteresowania?
Czytanie książek i obserwowanie ptaków ;)
 8. Jakiej muzyki słuchasz?
Zazwyczaj rock'a, jednak przekonuję się do muzyki celtyckiej.
 9. Wolisz zwyczajną domówkę czy głośną imprezę?
Nienawidzę głośnych imprez!
 10. Co zamierzasz robić w przyszłości?
Napisałam wyżej!
 11. Jaki jest twój ulubiony aktor?
Trudno powiedzieć, bo oglądając film, nie zwracam wielkiej uwagi na aktorów (no, na ich imiona). Ale chyba Johny Deep.

Na pytania od KiKo Forest odpowiedziałam na drugim blogu.

Nie nominuję nikogo, pytania zadałam 11 osobom również na Witaj W Lyoko :)


#37 Stukot różowych obcasów

Białowłosa nawet nie wytknęła nosa ze swojego pokoju, gdy Iluzjoniści zbierali się do wyjścia, zostawiając Ginę w towarzystwie staromodnej zastawy stołowej i pokreślonych pajęczynami szczelin ścian i sufitu.
Węgierka na palcach przeszła obok pokoju Białego Kruka i przykucnęła, przyciskając oko do zamka od klucza. Zamarła.
Pokój Iluzjonistki zawalony był zabytkowymi malowidłami - niektóre wisiały na jasnoniebieskich ścianach, inne zostały do sufitu, a niektóre znajdowały się pod szklaną podłogą. W pomieszczeniu  stało ogromne, mahoniowe biurko z dwiema szufladkami, wspierające się na zdobionych rzeźbami drewnianych nogach. Po przeciwnej stronie umieszczona była mniejsza kopia królewskiego łoża  - Gina widziała oryginalne w zabytkowych zamkach-muzeach i oszacowała, że posłanie godne królów nie zmieściłoby się w pokoju. Już sama "podróbka" zajmowała większość przestrzeni, ze swoim różowym baldachimem, nieskazitelnie czystą pościelą i kolorowymi poduszkami z frędzelkami. Wybite okno wpuszczało do środka ostatnie promienie dnia. Nastolatka przyjrzała się wielkiej szafie stojącej w rogu pomieszczenia - wykonana z ciemnego drewna, wyglądała jak autentyczne przejście do Narnii.
Ginie nie dane było dokończyć oględzin, gdyż nagle wielkie drzwi otworzyły się, odrzucając dziewczynę na przeciwległą ścianę. Szesnastolatka zdusiła jęk, masując obolałą głowę. Rzuciła w stronę pokoju nienawistne spojrzenie, a drzwi zamknęły się z hukiem.
- Ej! Wiesz, jak to boli?! Może ciebie by tak... - urwała, słysząc cichy chichot zza ściany. - Niech cię licho... - syknęła, intuicyjnie kierując się do kuchni po lód.
Zamiast zwyczajnej lodówki i szafek, jej oczom ukazał się ogromny stół, na którym leżały puste w środku, białe baranie rogi, poskręcane w półksiężyce.
- Co to ma być? - zdenerwowała się Gina, podchodząc do blatu. - Ej, ty! Wiesz może, gdzie mogę znaleźć lód?! - wykrzyknęła, wracając się do pokoju Białego Kruka i kopiąc w drzwi. Nagle dostrzegła ogromną, zaciśniętą pięść, która wystrzeliła z drewna i uderzyła w jej klatkę piersiową. Gina upadła z jękiem i wrzasnęła dziko.
- Jesteś pokręcona psychicznie! Współczuję tym, którzy muszą z tobą mieszkać - syknęła ze złością i zacisnęła pięści, odsuwając się z pola rażenia zaklętych drzwi. - Mówię serio - dodała, podnosząc się i stękając.  Strzepnęła z ramion biały pył, który niczym śnieg spadł z sufitu i pokrył całe jej ubranie, gdy uderzyła w ścianę. Dwa razy.
Nagle dostrzegła niezauważony wcześniej foliowy woreczek z kostkami lodu i zaczerwieniła się ze wstydu. "To ona powinna mieć wyrzuty sumienia, nie ja" - pokrzepiła się myślą i szybko zabrała z podłogi siateczkę i umknęła do przydzielonego jej pokoju, obrzucając drzwi podejrzliwym spojrzeniem.
Rzuciła się na stary tapczan, przykładając lód do czoła. Mimochodem dostrzegła, że ściany pomieszczenia są brzoskwiniowe, ozdobione dwoma czarno-białymi obrazami w drewnianych ramkach. Na jednej z ilustracji rozpoznała plac wokół Więzienia, zapewne na niedługo przed przybyciem Zarządu. Masywny budynek przystrojony był girlandami z kwiatów. Napis na fasadzie głosił "Otwarcie Szkoły i Świetlicy dla młodych Iluzjonistów". Przed budynkiem stali ludzie - większość dorosłych trzymała za rękę mniej-więcej trzyletnie dzieci i prowadziła je w kierunku bramy szkoły. Gina dostrzegła tylko jedną osobę, która patrzyła prosto na fotografa. Wysoki, chudy chłopak o surowym, niemal karcącym spojrzeniu opierał się o ścianę budynku, zaciskając pięści, a na jego twarz wykrzywiała się w grymasie złości.
Coś w tej postaci było niepokojącego, a zarazem tajemniczego - Gina miała dreszcze, a jednocześnie nie mogła oderwać wzroku od jego władczej sylwetki. Jego wzrok magnetyzował, a dziewczyna niemal słyszała gwar rozmów rozentuzjazmowanych matek w długich do ziemi kolorowych sukniach. Miała wrażenie, że fotografia nabiera kolorów, widziała przecież barwę  tęczówek chłopaka, patrzył prosto na nią, wykrzywiając twarz w złowrogim uśmiechu...
Mimowolnie wzdrygnęła się i wyrwała się z transu, zakrywając oczy dłońmi. Poczuła, że drży, a temperatura w pomieszczeniu znacznie spadła. Okryła się grubym kocem, leżącym w rogu materaca i przyjrzała się drugiemu obrazowi.
Ujrzała mężczyznę i kobietę, tańczących na parkiecie w towarzystwie półprzezroczystych cieni, niby innych widmowych par. Twarze tańczących zakryte były  zdobionymi maskami przystrojonymi piórami, nie zasłaniającymi jednak ust i podbródków. Obie postaci uśmiechały się promiennie.
Włosy kobiety zostały upięte w tradycyjny kok, a prosta suknia prawie zakrywała buty tancerki. Korale na jej szyi zdawały się mienić nieziemskim blaskiem.
Jej partner ubrany był w elegancki garnitur - miał jasne, gęste włosy, przewiązane dziwną przepaską. Gina zmrużyła oczy i dostrzegła, że czoło mężczyzny pokrywały cienkie linie, blizny. Tancerz był, jak na jej gust, zabójczo przystojny, nic więc dziwnego, że kobieta uśmiechała się, patrząc mu w oczy.
Podobnie jak w przypadku poprzedniego zdjęcia, Gina zaczęła dostrzegać kolory - krwistoczerwony odcień sukni i hebanowe włosy kobiety, a także blond, niemal białe - tancerza. Usłyszała cichą muzykę, a salę balową rozświetliły nagle tysiące świec. Jedynie cienie pozostały ciemnoszare, dziewczynie zdawało się, że słyszy ich syki i szepty. Ze zdziwieniem spostrzegła, że tańcząca wygląda na osobę mniej więcej w jej wieku. Nagle tancerze zatrzymali się, a ciemnowłosa objęła partnera za szyję. Gina poczuła, że się czerwieni, jednak nie zdołała odwrócić wzroku. Na moment przed pocałunkiem została brutalnie wyrwana z letargu przez białowłosą, która nerwowo potrząsała jej ramieniem. Gdy spostrzegła, że nastolatka budzi się z transu, odetchnęła z ulgą.
- Co to było?! - wykrzyknęła nagle Gina, wyrywając ramię z uścisku Białego Kruka. - Chcę to obejrzeć do końca!
Iluzjonistka syknęła coś w stronę obrazów, które jak na zawołanie okryły się białą płachtą. Pokręciła głową.
- Ruchome obrazy. Coś jak w waszych telewizorach, tylko nieco bardziej... wciągające.
- Zauważyłam - westchnęła Węgierka, szczelniej opatulając się kocem. - To jak, zgoda między nami? - wyciągnęła rękę do Kruka.
- Tak, pewnie - dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wyszła z pomieszczenia, pogwizdując cicho. - Zrobić ci kanapkę? Jestem głodna jak miś - zawołała z kuchni.
- Jak wilk - poprawiła ją Gina, dołączając do Iluzjonistki.
Białowłosa okrążyła ogromny stół, podnosząc kolejny róg i zaglądając do środka.
- To nie ten - mruczała jak mantrę, odkładając przedmioty na blat. W końcu wydała z siebie okrzyk zwycięstwa i lekko potrząsnęła jednym z rogów, wysypując na stół kilka bochenków chleba.
- Niezbyt orientuję się, gdzie co jest, więc może zadowolimy się tym, dobrze? Łap! - rzuciła Węgierce chleb i sama zabrała się za pałaszowanie swojej porcji. - Mmm... Nawet nieźle wyszły. Ale Narcyz robi lepsze, tak czy siak - oceniła, przełykając.
- Ale jak...?
- A, normalnie. Wprawniej klepie te stare rogi - zachichotała na widok wyrazu twarzy Giny. - Nie słyszałaś nigdy o Rogach Obfitości? To mój pomysł, kocham mitologię. No i nie trzeba uzupełniać zapasów. Ach! Miałam ci coś pokazać, chodź za mną!
Potruchtała do swojego pokoju i chwyciła papierową torbę, stojącą przy łóżku.
- Pomyślałam, że ci się przydadzą. Wiesz, czasem mamy swoje bale, poza tym, dobrze jest ładnie wyglądać - wręczyła prezent brunetce, z uśmiechem przygładzając falbanki swej białej, zwiewnej sukienki.
- Och... dzięki - Gina zarumieniła się i, czując na sobie wyczekujące spojrzenie Kruka, zajrzała do środka. Westchnęła.
W torbie znajdowało się kilka kolorowych sukienek (zielona, czerwona, niebieska i czarna), trzy bawełniane bluzki, bury sweter, dwie pary spodni, buty przypominające adidasy i...
- Naprawdę? - parsknęła, wyciągając różowe czółenka przyozdobione cekinami.
- Nie podobają ci się? - jęknęła dziewczyna z zawodem. - Najładniejsze, jakie udało mi się przywołać!
- Przywołać? - upewniła się Gina.
- No... co jakiś czas coś u was, z Realii, znika, no nie?
- Ukradłaś te buty z Ziemi?! - wykrzyknęła nastolatka, kręcąc głową.
- Spokojnie, spokojnie, to działa inaczej, niż myślisz - roześmiała się dziewczyna. - Pewnie nawet jeszcze ich nie wyprodukowano.
Gina skrzyżowała ramiona.
- Nie rozumiem was - wymamrotała pod nosem. - Najpierw Strażniczka mówi, że roztrzaskałam się o ziemię...
- Co? - fioletowo-włosa dziewczyna jak burza wpadła do mieszkania i stanęła przed Węgierką, patrząc na nią z góry. - Powtórz, co ona ci powiedziała?
- No... "pamiętaj, roztrzaskałaś się o ziemię", czy jakoś tak...
- Narcyz! - wykrzyknęła Iluzjonistka. - Mamy wielki problem.



~~~~~~~~~~~~~~~~
Heja!
A ja mam ferie, sielanka, w ogóle... nieważne.
Mam zaległości w pisaniu, zabieram się do kolejnych rozdziałów!
Mam nadzieję, że notka jakoś wyszła i zachęcam do oddania opinii w komentarzach.
Miłego dnia! :)