sobota, 7 lutego 2015

#38 Kadic

Gdy w Iluzjonie nastawał świt, niebo nad Kadic zyskało ciemnogranatową barwę. Jakby wszystko, co naturalne w tej części świata, w wirtualnej rzeczywistości musiało być zupełnie na odwrót. Tajemnicza, srebrna tarcza księżyca wynurzała się znad czarnych czubków sosen. Gdzieś w parku zahukała sowa, od strony bramy dobiegło ujadanie bezpańskich psów.
Rudowłosa dziewczynka wzdrygnęła się. Wieczór był chłodny, a ona nie wzięła ze sobą koca. Siedząc na dachu Kadic, wytężała wzrok, próbując dojrzeć coś w nieprzeniknionej ciemności. Szukała garstki nastolatków, kilka godzin wcześniej ogłoszonych zaginionymi.
Tak, jedyne osoby, które mogłyby wyjaśnić jej to całe zamieszanie, niespodziewanie zniknęły, pozostawiając za sobą chaos i niepokój.
Samotne auto wjechało na parking szkoły. W jednym z okien internatu zapaliło się światło, a po chwili włączyły się lampy stojące wokół dziedzińca. Tęga sylwetka wuefisty zmaterializowała się w kręgu światła - Jim szybkim krokiem przemierzył odległość dzielącą go od parkingu, przecierając zmęczone od braku snu oczy. Z samochodu wysiadł wysoki, umięśniony mężczyzna w garniturze i szybkim ruchem zatrzasnął drzwi auta. W oddali kilka ptaków poderwało się do lotu.
Milly wychyliła się za krawędź dachu, mrużąc oczy.
- Tato Ulricha - powiedziała do siebie, szukając ręką aparatu, zwykle wiszącego na jej chudej szyi. Opuściła rękę. Dyrektor skonfiskował urządzenie, gdy opublikowała w gazetce artykuł o zaginionych nastolatkach. Później jej współlokatorka i jedyna przyjaciółka - Tamiya, obraziła się na nią i wyrzuciła z pokoju, w tej chwili zajętego zapewne przez bandę Sissi. Młoda Delmas naprawdę wydawała się załamana zniknięciem "ukochanego" Niemca. Milly przez moment chciała dojść z nią do porozumienia, ale potem...
Cóż, znalazła się tutaj.
Jimmy - przyjaciel Hirokiego, brata Yumi, wyraził nawet chęć "przechowania" na kilka dni u siebie, jednak rudowłosa odmówiła. Nie chciała problemów.
- Śpisz na dachu. Aż się prosisz o aferę - uśmiechnęła się pod nosem. Gdyby ktoś inny wpadł na tak absurdalny pomysł, zapewne już pędziłaby na dach z aparatem, z Tamiyą u boku...
- Przestań się zadręczać! - powiedziała głośniej i zakryła usta ręką. Usłyszała kliknięcie, a po chwili snop światła skierował się w jej stronę. Ostrożnie wycofała się poza krawędź dachu. "No tak" - zganiła się w myślach. "Jim i tata Yumi zdążyli dotrzeć do drzwi budynku, gdy ty byłaś zajęta roztrząsaniem tego, co już było. Brawo, Milly."
- Jest tam kto? - zmęczony głos nauczyciela był zachrypnięty, ale stanowczy. - Jeśli ty, kimkolwiek jesteś, nie zejdziesz i nie staniesz ze mną oko w oko, przysięgam, że wejdę po ciebie na ten chol... - przerwał. - Dach, a wtedy nie będzie tak wesoło, żartownisiu!
Milly wstrzymała oddech i przywarła do chłodnego betonu. Rozważyła możliwości ucieczki. Mogła zeskoczyć na dach akademika, jednak pewnie poślizgnęłaby się na pochyłych, śliskich dachówkach i spadła na ziemię. Ześlizgnąć się na trawę po drugiej stronie budynku? Znajdowała się na wysokości trzech pięter, ta droga ucieczki również odpadała. Zabawa w kotka i myszkę z nauczycielem nie miała sensu, nie wiedziała, gdzie się ukryć. Miała tę przewagę, że wuefista był dość powolny. Gdyby zeszła na korytarz, a potem odszukała wolną salę... wszystkie drzwi pewnie są zamknięte, a pani Meyer nadal dyżurowała na jednym z pięter. Nagle ją oświeciło.
Okna. Pani Hertz otworzyła to w swojej klasie, bo jeden z uczniów zadymił całą salę... tak, to mogło się udać.
- Przepraszam, panie Stern, proszę skierować się do gabinetu dyrektora, trafi pan, prawda? Ja muszę zająć się tym urwisem, KTÓRY NIE MA JAK UCIEC Z DACHU I LEPIEJ DLA NIEGO, ŻEBY WYSZEDŁ I MI SIĘ POKAZAŁ, BO JAK NIE...!
Tato Ulricha odkaszlnął i mruknął coś o patologicznej młodzieży, a po chwili drzwi budynku zamknęły się z cichym trzaskiem.
Milly bez ociągania przebiegła na drugi koniec dachu i zerknęła pod siebie - tak jak myślała, okno było otwarte. Pozostała kwestia wejścia do środka.
Niepewnie odwróciła się i kucnęła, chwytając krawędź dachu. Lewą ręką wymacała rynnę biegnącą przy sali chemicznej i powoli, ostrożnie opuściła się na parapet. Boleśnie otarła sobie prawą rękę o ścianę budynku. Na skórze pojawiły się krople krwi, ale dziewczynka próbowała nie zważać na piekący ból w prawicy. Szybko wślizgnęła się do sali i stanęła na podłodze. Odetchnęła z ulgą.
Nagle pstryknął przełącznik, a Milly zmrużyła oczy od ostrego blasku jarzeniówek.
Tuż przy drzwiach stała dorosła Japonka wraz z niskim jedenastolatkiem, ściskającym jej rękę. Japończyk, gdy tylko zauważył przyglądającą mu się w zdumieniu dziewczynkę, odsunął się od matki, mrucząc coś pod nosem.
Mama Yumi syknęła i zastukała w metalową bransoletkę na nadgarstku. Hiroki zgasił światło, a pomieszczenie wypełnił słaby blask, którym emanował przedmiot.
- Milly? Co tutaj robisz? - odezwała się kobieta ze zdumieniem. - Dochodzi północ... Nieważne. Wiesz coś o... no nie wiem... zaginięciu...?
- Dziś rano. Cała banda - mruknęła Milly i zmieniła temat. - A co pani... - zerknęła na Hirokiego. - Tu robi?
- A co mogłaby robić zrozpaczona matka? - odparła z lekkim rozbawieniem w głosie. - Naturalnie, szukam swojej córki. A ty możesz mi w tym pomóc.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo!
Zachęcam do komentowania!
Pozdrawiam :)

1 komentarz:

  1. Oho mama Yumi coś kombinuje i wciągnęła w to Hirokiego... (mogę się mylić).
    Czekam na nexta/KiKo

    OdpowiedzUsuń