środa, 25 czerwca 2014

#SPECIAL - Nieogar na koniec roku - Lyoko w negatywie

Ten post NIE MA żadnych powiązań z powstałymi już postami. Został on stworzony z myślą o... został on stworzony bezmyślnie i  bez perspektyw na kontynuację. 

Kod Lyoko w negatywie - a właściwie totalnie co innego


Był to normalny dzień w szkole Cidak. Zwierzątka domowe beztrosko biegały po korytarzu, a ich podopieczni - małe, kolorowe stworki siedziały posłusznie w rzędach w pomieszczeniu zwanym ZAMRAŻARKĄ. 
Osobną grupkę stanowiło kilka niezbyt przyjaźniących się stworków. Ponury Nad opierał się o ścianę i grał na komórce. Brunet o imieniu Królik popisywał się nowymi trikami na desce  i denerwował Yupi - dziewczynę, której zaciekle nienawidził. Włoszka w odpowiedzi tylko prychała i wyśmiewała go, od czasu do czasu poprawiając długie, złote włosy i wyciągając lusterko, by się przejrzeć i podziwiać swoje modne, śnieżnobiałe ubranie. W kącie stał samotnie największy szkolny głupek i nieuk - Jerry. Wyróżniał się sokolim wzrokiem i dużym, zielonym irokezem pośrodku głowy. Nie był zbyt inteligentny, ale zdobywał wiele sukcesów sportowych, no i zaliczał się do najbardziej charyzmatycznych kolesiów w szkole*.
Na drugim końcu pomieszczenia stał rudowłosy Wilk** w towarzystwie najbardziej lubianej dziewczyny w szkole - Sissi i jej najlepszych przyjaciół - Herve'a i Nicolasa. Yupi tęsknie spoglądała w stronę Wilka, licząc na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Niestety, nie doczekała się. Rudowłosy albo ją ignorował, albo bezlitośnie obrażał. Nie było jej to na rękę, gdyż chciała jedynie pogrążyć Królika i wyznać mu, że ma już chłopaka i wygłupy ze strony bruneta są niepotrzebne. Miłość, wyrzuty sumienia, czy nawet przyjaźń lub inne, dobre uczucia były obce tej dziwnej grupce.
W Zamrażarce było bardzo cicho, nie licząc pana Rambo - wychowawcy i nauczyciela chemii, który podjudzał ich do hałasu - bez skutku.
Nagle Jerry bez słowa wyjaśnienia skierował się do wyjścia. Odprowadzany spojrzeniami stworków, wybiegł z budynku i podążył na Pustynię otaczającą Cidak. Biegł wytrwale, aż w końcu znalazł niewidzialn, jednak rzucającą się w oczy*** i często używaną drabinę. Wspiął się po niej, aż w końcu dotarł do niewidocznego gołym okiem różowego pałacyku.  Ostrożnie otworzył ogromne wrota i wszedł do środka. Wewnątrz znajdował się ogromny labirynt, jednak Jerry znał drogę na pamięć, więc ta przeszkoda nie sprawiała mu trudności. Chłopak wiedział, ile nieostrożnych stworków zginęło w tym pomieszczeniu, jednak nie bardzo obchodził go ich los. Prawdę mówiąc tylko jedno go obchodziło, tylko do jednego dążył, a klucz do spełnienia jego marzeń znajdował się właśnie w tym budynku.
Po wyjściu z labiryntu Jerry znalazł się w innym pomieszczeniu, przypominającym dziecięcy pokoik. Ściany były pomalowane na żółto, a sufit na niebiesko. W pokoju znajdowała się komoda, łóżko i kojec, a na parapecie stała sporych rozmiarów pozytywka. Chłopak podniósł ją i zaczął się nią bawić. Po wyłączeniu zabawki nacisnął zielony przycisk na pudełku i odłożył ją na miejsce. 
W tej chwili ze ściany wyłonił się duży, nowoczesny telewizor. Jerry włączył go pilotem, który miał przy sobie. Wyskoczyło zielone okienko z zapytaniem o login i hasło. Chłopak powoli wpisał potrzebne dane, zastanawiając się nad każdą literą. Wyświetlił się kolejny komunikat:

Welcome, Jerry! Co tym razem chcesz zrobić?
Dzienny wybór:
a) doprowadzić do wybuchu elektrowni atomowej (zalecane)
b) zniszczyć miasto i pałacyk (niezalecane)
c) wysłać armię kucyków na Cidak (przy użyciu jednej z wież)

- Jej, kucyki! - krzyknął uradowany Jerry i wybrał trzecią opcję. Na ekranie pojawił się znajomy symbol - trzy koła różnej wielkości, umieszczone jedno na drugim, jeden pasek przytwierdzony z dołu, trzy z góry ****.

Wieża aktywowana. Wysyłam armię, proszę czekać...

Jednak Jerry nie czekał, tylko od razu wybiegł z pokoju, przeszedł labirynt i zszedł po drabinie. Potem pobiegł do szkoły, która wyjątkowo błyszczała delikatną, różową poświatą.
Stworki i zwierzątka w popłochu biegały po boisku, ścigane przez kolorowe Kucyki Pony, które atakowały ich różowymi serduszkami. 
- Przyjaźń to magia! - wołały kucyki. - Pozwól nacieszyć się barwami tęczy!
Wtem jeden z uczniów oberwał. Był to Nad Ponury, który w odróżnieniu od pozostałych szedł spokojnie po chodniku, tak bardzo przejęty swoją niedolą,  że nawet nie spostrzegł najazdu wroga. Chłopak upadł na kolana i... zwymiotował. Być może inne stworki w takiej sytuacji leżałyby już martwe, ale nie on - totalnie ponury, którego nie da się rozśmieszyć, ani urzec dobrem i radością. Po chwili chodnik błyszczał dziwnie pod wpływem działania tęczowej kałuży, która pozostała po ataku Koników.
- To na pewno sprawka Jerry'ego! - pisnęła  Sissi i przywołała dwóch swoich przyjaciół. Herve nie był inteligentniejszy od Jerre'go, ale mógł się poszczycić nie gorszą kondycją, natomiast Nicolas był prawdziwym geniuszem.
Trójka przyjaciół natychmiast popędziła do szkoły, na strych, gdzie znajdował się superkomputer i skanery.
- Transfer Sissi, skan Sissi. Transfer Herve'a, skan Herve'a - wyrecytował Nicolas. - Wirtualizacja!
Przyjaciele pojawili się w Purpurowej Części Morza Cyfrowego.
- Wieża jest przed wami. Uważajcie na lądy - jeśli się tam pojawicie, zginiecie! Trzy Śledzie przed wami! - ostrzegł Nicolas.
Herve wyciągnął swój tasak i za jednym zamachem wyeliminował potwory... oraz Sissi, którą siłą rozmachu przeciął na pół. Dziewczyna w ostatniej chwili pogroziła mu palcem i wypadła z gry.
- Dobra, Herve, jesteś sam! - oznajmił Nicolas. - Wieża jest tuż przed tobą.
- Gdzie? - zapytał niezbyt inteligentnym głosem.
- Przed tobą!
- Znaczy się... prosto?
- Nie, w lewo! - mruknął Nicolas z sarkazmem. Na nieszczęście Herve na serio potraktował jego radę i... wpadł na ląd. 
- Herve, nie! - krzyknął Nicolas i złapał się za głowę.
- Nic mu nie będzie? - zapytała Sissi z lękiem. Herve od dawna jej się podobał, ale prawdziwym uczuciem darzyła Wilka. Jednak nie przestała troszczyć się o głupawego przyjaciela, gdy Wilk dołączył do Cidak.
- Nie... - Nicolas schował twarz w dłoniach. - Już nie.
Sissi pokręciła głową.
- Och, nie! - wykrzyknęła, a w jej oczach pojawiła się złość. - Nicolas! Wejdź do skanera i go pomścij! Już!
Nicolas ociągał się, ale posłusznie stanął we wnętrzu kopuły.
- Transfer, Skan, Wirtualizacja! - powiedziała Sissi, głośno przełykając ślinę. Nie chciała przez jeden głupi błąd stracić obu przyjaciół jednocześnie. Na szczęście proces się powiódł i Nicolas pojawił się w Morzu.
- Dobrze, więc płyń do przodu, tam jest dużo Śledzi! - oznajmiła Sissi patrząc na mapę.
- Tak jest!
Po chwili zauważył sporą gromadę ryb w pobliżu wieży. W ciągu dwóch minut wybił prawie połowę, niemal nie tracąc punktów.
- Brawo, Nicolas!
Nagle Sissi usłyszała kroki za drzwiami. Zdziwiona obróciła się i zobaczyła... Kucyka Pony opętanego przez Jerry'ego!
- W imię XANA'Y, odsuń się! XANA na razie przebywa w Lyoko, ale czekaj tylko, aż wejdzie do gry! Wtedy popamiętasz!
Tak na marginesie, XANA to ksywka Nicolasa.
Kucyk Pony przestraszył się i uciekł, aż się za nim kurzyło. Na ziemi zostawił maleńki pakuneczek. Sissi otworzyła paczuszkę, i... padła na ziemię. Zemdlała, gdyż dotknęła serduszka podstępnie zostawionego przez Kucyka. Całe szczęście, że na jej miejscu nie znalazł się Nicolas! On, jako człowiek - robot, nie przeżyłby zetknięcia się z serduszkiem. O jego podwójnej osobowości wiedziała tylko Sissi.
Gdy dziewczyna obudziła się, ze skanera wyszedł Nicolas.
- Wieża dezaktywowana - oznajmił zmęczonym głosem i usiadł na podłodze. Przyjaciołom przypomniało się o śmierci Herve'a i wybuchli płaczem.
Nagle jeden ze skanerów ponowił swoją pracę i otworzył się, a na dnie leżał... Herve! Radości towarzyszącej jego powrotowi nie było końca.

I tak dalej. Bla, bla, bla. 
Właściwie to pierwsze akapity są okrzyknięte Lyoko w Negatywie. Dalsza część służy za... no, jakieś zakończenie akcji. 
Nad opowiadaniem, przyznam, niezbyt się wysiliłam, ale być może napiszę kiedyś jakieś... treściwsze...na inną okazję. 
* Szczerze mówiąc, mogłabym zrobić z tego przedszkole, ale... nie zrobiłam. Bez przesady!
** Czytałam niedawno Robin Hooda. Jedna z postaci nazywała się Will Szkarłatny, a ja przeczytałam jego imię jako... Wilk. A z innej beczki imię Will kojarzy mi się z bajką W.I.T.C.H, a bohaterka miała rude włosy.
*** - niewidoczna, ale rzucająca się w oczy? Niemożliwe, ale skoro właz do kanałów prowadzących do fabryki jest WIDOCZNY, ale NIE RZUCA SIĘ W OCZY, to czemu nie?
*** Dobra, niewypał z tym zdaniem. Chodzi o odwrócone Logo XANY.

Trochę o postaciach.

Nad Ponury - przeciwieństwo Odda. Ta ponurość trochę od Yumi.
Królik - imię Urlicha czyta się przez "k" - Ulrik, Królik - nie miałam innego pomysłu.
Yupi - przeciwieństwo Yumi, chociaż imię podobne. Z Królikiem się nienawidzą, co innego Yumi z Ulrichem, ale o tym już wszyscy wiemy ;)
Jerry - początkowo miał być Cherry, ale Jerry jest bardziej zbliżone do Jeremiego. Można się domyślić. A irokez... tak jakoś wpadło do głowy. Dodam, że w tym opowiadaniu Jerry ma dość... dziecięcy charakter, ale pewnie już to zauważyliście. No i jest tak jakby XANĄ...
Wilk - William. 
Rambo - Jim
Imion Sissi, Herve'a i Nicolasa nie zmieniałam, ale pozamieniałam charaktery  chłopaków. Nicolas przejmuje stery superkompa, więc skoro Jeremy (Jerry) jest zły, to on dobry. Dobry XANA.
Co do zwierzaków - coś na temat Kiwiego i zakazu trzymania zwierząt w Kadic (kadiC - Cidak). To ze stworkami... ech, powiedzmy, że tak postrzegają ludzi te zwierzęta.
Kucyki Pony - bo co może być groźniejszego od Kucyków Pony? Buka jest tylko jedna.

A Aelity NI MA. I co teraz?!! XD

#21 - U Strażniczki Wielkiej Puszczy

Perspektywa Yumi (tak, kolejny raz)

Rozejrzałam się. Polana była zupełnie pusta. Żadnej - ani przyjaznej, ani wrogiej - twarzy wokół.
Odetchnęłam głęboko.
A jeśli to pułapka? - pomyślałam. Nie mogłam wykluczać tej opcji. Jeszcze kilka lat temu lubiłam samotność...ale nadeszła era Lyoko i zaczęłam być podejrzliwa w stosunku do pozornie cichych miejsc. Więc zamiast cieszyć się pogodą i opalać, stoję pośrodku tej prześlicznej urody łączki, starając się cokolwiek usłyszeć. Dzięki, XANA! Przez ciebie nie mam wakacji...
...zaraz, zaraz...
JAKICH WAKACJI?!

Skąd ja się tu wzięłam? Przecież jest środek nocy, a świeci słońce... coś tu nie gra.
Możliwe, że to jest tylko sen, w co wątpię (w snach niezbyt często nachodzi ochota na przemyślanie, czy wszystko dookoła to iluzja, czy nie). Niewykluczone, że zostałam porwana...
Prychnęłam głośno. Porwana? Na łąkę pełną dmuchawców? Bez sensu.
Przypomniało mi się, jak w bardzo wczesnej młodości weszłam na stronę o... no, nie wiem, o czym, ale był tam artykuł o Snach Świadomych. W wieku ośmiu lat bardzo chciałam takie coś przeżyć (śnisz, śnisz, i...możesz wszystko). Prawdopodobnie teraz spełniają się moje marzenia. Tylko, że mam ważniejsze sprawy na głowie, niż fruwanie na jednorożcach...
...chociaż, czemu by tego nie wykorzystać?
Skupiłam się i, tak jak w Iluzjonie, spróbowałam przywołać mój wachlarz. Trochę trwało, nim się pojawił. Ciekawe, czy mogę...
Oderwałam się od ziemi i poszybowałam w górę, ponad chmury. Z tej wysokości cały świat wyglądał bardzo... realnie. Zapikowałam w dół i tuż nad czubkami drzew wyrównałam wysokość. Frunęłam równolegle do nich. Po chwili przed sobą zauważyłam smugę dziwnego, błękitnego dymu. Zaciekawiona, szybko skierowałam się w jego stronę. 
Wylądowałam przed gankiem skromnej, uroczej chatki. Wyglądała dosłownie jak z tej zagadki - "Różowa świnka mieszka w różowym domu. Wszystko tu jest różowe - schody, okna, drzwi  meble"... i tak dalej. Chatka wyglądała jak letniskowy domek Barbie. Gdyby to był Iluzjon, znałabym już projektanta "robiącego wrażenie UFO". Ale nie jest.
Nie zdążyłam się nawet spokojnie rozejrzeć, gdy drzwi wejściowe uchyliły się i stanęła w nich pulchna, młoda dama w... zresztą wiadomo w jakiego koloru ubraniu. Jej suknia była długa i błyszcząca. Głowę kobiety przyozdabiał duży kapelusz z ozdobnymi różami. Miała długie, siwe włosy i poczciwe, fiołkowe oczy. Ma mój widok uśmiechnęła się szeroko.
- Myślałam, że już nigdy tu nie zawitasz! Całe szczęście, że dotarłaś w porę! Wchodź do środka, tylko szybko, bo niedługo będę musiała zamknąć wszystkie drzwi i okna - gestem zaprosiła mnie do środka.
- Spodziewała się mnie pani? - zapytałam nieco zdziwiona, wchodząc do przestronnego salonu.
Kobieta wskazała mi krzesło, a sama usiadła w masywnym, głębokim fotelu. Pstryknęła palcami, a na stole przed nami pojawiły się dwie szklanki herbaty i talerz ciasteczek. 
- Jak pani to zrobiła?!
- Częstuj się - powiedziała i sama sięgnęła po ciasteczko. - Pewno, że się ciebie spodziewałam. Moja siostra zaprosiła cię do siebie, to czemu ja nie mogłabym cię ugościć? Pod pewnymi względami Wielka Puszcza jest gościnniejsza od tej nowoczesnej Błękitnej - ściszyła głos. - O Srebrnej nie wspominając. Ale tam, którąkolwiek ze stron wybierzesz, zawędrujesz kiedy indziej. A te ciasteczka? Cóż, jesteśmy w Iluzjonie, a ja jestem Strażniczką Zielonej Kuli, więc...
- W Iluzjonie?! Przecież ja się... nie wirtualizowałam! - wykrzyknęłam.
- Na przyszłość zdejmuj bransoletkę - uśmiech na chwilę znikł z jej twarzy, ale powrócił po chwili w całej swej okazałości.
- Czyli, że...możecie mnie tu przenosić, gdy o tym nie wiem? - zmarszczyłam brwi w zamyśleniu.
- Dokładnie. Chyba źle trafiłam w godziny... ech, straciłam rachubę czasu, wiesz jak to jest - puściła do mnie oczko. - W każdym bądź razie, zaraz nadejdzie ciemna godzina - po tym czasie cię wypuszczę. Kiedy indziej pogadamy.
- Czym jest ciemna godzina? - zapytałam.
- Znasz X.A.N.Ę, prawda? - skinęłam głową. - Otóż sprawy mają się tak: my, Iluzjoniści, bardzo poważnie podchodzimy do wszystkich traktatów i regulaminów, toteż nie próbujemy wydostać się spod niewoli Zarządców. Ale oni chcą nas zniszczyć. W Niebieskiej Kuli co jakiś czas zdarzają się kłopotliwe sytuacje i starcia między moją siostrą, a Strażnikami Iluzjonu. Tu jest podobnie, z tym, że to nie Strażnicy, a... kto inny atakuje moją posesję.
Urwała nagle i przez chwilę wsłuchiwała się w uderzenia zegara.
- Teraz, padnij!
Krzyknęłam i położyłam się płasko na ziemi. Usłyszałam świst, a po chwili rozległ się grzmot towarzyszący wybuchowi gdzieś nieopodal domku.
- Tutaj tak to się odbywa. Zawsze tak samo. Trzymaj wachlarz w pogotowiu! Ja postawię barierę. Nigdy tego nie robiłam, ale... zawsze mamy trochę czasu. Może nawet uda mi się ciebie odesłać.
Nagle w jej dłoni pojawiło się fioletowe berło, atrybut Iluzjonistów. Skierowała główkę w otwarte jeszcze okno. Usłyszałam syk, i zamiast delikatnego światła, z zewnątrz zaczęła sączyć się delikatna, purpurowa poświata. Chwilę później wszystkie okna zamknęły się z hukiem.
- To ich trochę przytrzyma - Strażniczka uśmiechnęła się. - Dobrze, zadaj mi ostatnie pytania i odsyłam cię.
Nabrałam powietrza.
- Po pierwsze, no cóż... - zająknęłam się. - Ty i Echo (No i Sara - dodałam w myślach) jesteście siostrami, a Echo wygląda na...
- Młodszą? - kobieta roześmiała się. - przyjmujemy różne kształty, ale skoro ci zależy...
Zamiast otyłej kobiety stała przede mną uśmiechnięta, mała dziewczynka w różowym ubranku.
- Ale najbardziej lubię tą pierwszą formę - przemieniła się ponownie w starszą panią.
- Cała Zielona Kula jest puszczą? - zmieniłam temat.
- Tak... i nie. Jak ci już mówiłam, nie wszystko tutaj jest takie samo. Teraz jest Wielka Puszcza, jutro Wielkie Morze, czy coś na wzór Krainy Lodu. Niebieska Kula także się zmienia, jak Arena w Kartaginie w Lyoko. Coś zostaje, coś ulega przekształceniom...
- A Srebrna? - dodałam ciszej. - Także się zmienia?
Ku mojemu zdumieniu odpowiedziała:
- Kula Srebrna jest jednym wielkim miastem, metropolią. Są tam miejsca podobne i do Lyoko, i do Realii*. Chociaż wszystko jest tak samo szare.
Naszą rozmowę przerwał kolejny wystrzał.
- Co?! - krzyknęła Strażniczka. - Tak szybko?! Nie zdążę cię zdewirtualizować! Musisz... - kolejny wystrzał. - Oni wiedzą, że tu jesteś, bez ich zgody!  Co robić, co robić...
Przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Może to działa jak w Lyoko... jeśli pani...
- Nie! - przerwała mi. - Tu nic nie działa jak w Lyoko. Wręcz przeciwnie.
Kolejna seria wystrzałów...
- Tak właściwie, kto strzela? - zapytałam.
- Wyjrzyj, ale na chwilę. I uważaj! - kobieta skuliła się pod parapetem.
Ostrożnie wstałam. Za oknem zobaczyłam jakieś cienie i katapulty. Jedna z widmowych postaci wyglądała inaczej niż reszta. Była wyższa i potężniejsza. Dostrzegłam na niej znajomy znak, przypominający Oko.
- Poskromiony... - mruknęłam.
- Siadaj, szybko! - wrzasnęła Strażniczka. Spełniłam jej polecenie i spojrzałam na nią. Cała dygotała.
- Zwykle o tej porze odpuszczają - wyjaśniła. - To jest Ostatni Poskromiony. Żeby go zniszczyć, musicie mieć moc pozostałych. Na razie możecie tylko... uciekać.
- Aha.
Czyli jestem w potrzasku. Nie mogę uciec, ani walczyć. Nie będę też czekać, aż mnie załatwią... więc co mam zrobić?  A ponoć mogę wszystko... Ale czy mogę się zdewirtualizować? Nie. A może?
Na moim nadgarstku bransoletka błyszczała silnym blaskiem. Poruszyłam nią w górę i w dół. Zsuwała się bez żadnego oporu. Ponownie spojrzałam na przestraszoną Strażniczkę. Wiedziałam, co robić.
- Do widzenia - oznajmiłam.
Spojrzała na mnie pytająco.
W odpowiedzi ściągnęłam bransoletkę  z nadgarstka. Odcięłam jedyne źródło, które łączyło mnie z tym światem. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale przynajmniej coś zaczęło się dziać.
Otoczyły mnie  dziwne promienie. Tu i ówdzie dostrzegłam jakąś cyfrę. No tak - Iluzjon jest światem wirtualnym, a ja właśnie zrobiłam "dziurę" w kodach. 

Obudziłam się i spojrzałam na nadgarstek. Bransoletkę nadal kurczowo ściskałam w lewej dłoni. Rozejrzałam się i odetchnęłam z ulgą. Wróciłam!

W szkole opowiedziałam wszystko moim przyjaciołom. W zasadzie nasze rozmowy od jakiegoś czasu dotyczyły głównie Iluzjonu. Po lekcjach Ulrich chciał mnie odprowadzić. Widać, że miał mi coś ważnego do powiedzenia, ale poczciwy Jimbo zatrzymał go.
- No, Stern, bawimy się w podrywacza? Żadnego odprowadzania! Żeby to był ostatni raz! - zwrócił się do uczniów na boisku. - Rozumiemy się!

Na progu powitała mnie matka.
- Jutro wyjeżdżamy - oznajmiła sucho. - Spiesz się z decyzją.

piątek, 20 czerwca 2014

Część 20: Grę czas zacząć... po raz... czwarty?

Dziewczyna  mniej - więcej wzrostu Aelity, miała białe włosy z granatowymi i czerwonymi pasmami. Była ubrana w biały T-shirt z kolorowym nadrukiem przypominającym graffiti i ciemnoniebieskie legginsy. Jasnoszara peleryna z kapturem sprawiała, że wyglądała jak królowa, jednak największe wrażenie robiło berło, które dzierżyła. Było ono wykonane ze złota, a mieniącą się hipnotyzującymi barwami główkę okalało coś na wzór korony cierniowej.
- To jeden z przedmiotów, po których rozpoznasz Iluzjonistę - oznajmiła dziewczyna, unosząc berło. - Poza tym, to nawet niezła broń.
Szybkim ruchem zamachnęła się nim w moją stronę, kierując główkę prostopadle do mnie.  Z główki wytrysnęły strumienie światła różnych kolorów i długości, które, gdy dotarły do mnie, otoczyły moje ciało, tworząc wielobarwne więzy. Iluzjonistka poruszyła berłem w górę i w dół, a promienie zaczęły zacieśniać się wokół mojego kombinezonu. W chwili, gdy zetknęły się z moim ubraniem, poczułam, że one, jakby... wysysają ze mnie całą moc. Dosłownie po chwili opadłam na ziemię, próbując nabrać tchu. Dziewczyna przestawiła berło do normalnej pozycji.
- To tylko mała część jego mocy - uśmiechnęła się z dumą.
- Niezłe jest... - wysapałam, gdy zawroty głowy nieco minęły. - Jak często musisz go używać?
Wzruszyła ramionami.
- Prawie nigdy. Jeśli sama nie zadbam o zajęcia, nie mam tu nic do roboty. Nudzę się jak mops!
- Oprowadzisz mnie po tej części Kuli? - zapytałam, powoli wstając. Nogi nadal odmawiały mi posłuszeństwa.
- Tylko wstań! - uśmiechnęła się i podała mi rękę.


"Ta część Kuli" była w rzeczywistości większa od Kartaginy, jeśli nie od całego Lyoko. Nieźle się namęczyłam, gdy pokazywała mi to wszystko. A było co oglądać.
Na koniec pokazała mi doki dla pojazdów podobnych do tych dla Skidbladnira, którego zaprogramował Jeremy.
- Ten cały różowy to Magnolia - pokazała mi śmieszny statek w kolorze Barbie - róż, kształtem przypominający UFO. - Na obecną chwilę nieprzydatny, nie wyciąga zbyt wiele... strzela tak sobie, ale w sam raz nadaje się do długich podróży... i robi wrażenie! Ten zielony to Gazik - wskazała mi coś na wzór czołgu ze skrzydłami, przy którym kręciły się roboty jednakowego koloru i wielkości, budzącej u mnie dreszcze. - Obecnie w remoncie. Niedawno miał awarię w głównym zaworze gazu odstraszającego...
"Przedstawiła" mi jeszcze żółtą Parasolkę z bardzo dobrą tarczą obronną, Zgniatacza 3000 i Katapultę Żyj - Rzuć - Zgiń.
- Po co tu tyle statków wojennych? - zapytałam.
- Może kiedyś się przydadzą... - Iluzjonistka uśmiechnęła się zagadkowo.
Moją uwagę przyciągnął pojazd stojący na samym końcu doków. Wyglądał jak... dokładna kopia Skida!
- A ten? - wskazałam na niego głową - Na samym końcu.
- To... wiesz, na razie nie ma nazwy...
- Przypomina Skida - rzuciłam, niby niedbale.
- No tak... wzorowaliśmy się na nim...
- My?
- Ja i te roboty - spojrzała za siebie. - Oraz kilka innych mieszkańców tej i drugiej Kuli Iluzjonu.
Dziewczyna zobaczyła moją minę i roześmiała się.
- Myślałaś, że mieszkają tu tylko Iluzjoniści? Iluzjon tętni życiem, tylko tego nie widać.
- Tak myślałam... - mruknęłam.
- Wracając do tematu - powiedziała. - To niemal dokładna kopia Skidbladnira. Trochę... podrasowana. Wiesz, lasery... ma świetne przyspieszenie, potrafi przenosić się do innych wirtualnych światów, być niewidzialnym... takie tam...
- Mhm, "takie tam" - burknęłam. Miałam złe przeczucia. Skoro wiedzą o Skidzie i potrafili go skonstruować oraz dodać jakieś wypasione gadżety - cóż, można się bać. Odebrałam to jako znak, że Iluzjoniści (lub inni mieszkańcy Iluzjonu) dalej są potężniejsi od "ciemiężców". Może to im należy się pomoc?
Potrząsnęłam głową. Nie będę o tym teraz myśleć.
- Czekaj! - wykrzyknęła nagle Iluzjonistka. - Odbieram sygnał z... - urwała.
- Skąd?
- Z Lyoko. Ktoś chce się ze mną połączyć. Czekaj chwilę...
I... zniknęła.

Iluzjonistka pojawiła się w zupełnie innej części Niebieskiej Kuli. Było to ogromne pomieszczenie, którego ściany stanowiły tylko i wyłącznie rzędy kodów i ciągi cyfr. Sala emanowała dziwnym, nieznanym blaskiem.
Dziewczyna podeszła do ogromnego pulpitu na drugim końcu pokoju. Zamknęła oczy i położyła dłoń na panelu.
- Kim jesteście? - rzuciła w przestrzeń.
- Jest z tobą Yumi? - odezwało się naraz kilka głosów.
- Najwyraźniej. Jest w tej części Iluzjonu. Bezpieczna.
Z głośników umieszczonych po obu stronach panelu dobiegły okrzyki radości i przekrzykiwania.
- Cisza! - ryknęła Iluzjonistka, pocierając  skronie. Nie potrzebowała głośników, głosy bardzo wyraźnie rozbrzmiewały w jej głowie.
- Czy możesz... czy jest możliwe... - odezwał się łagodny damski głos. "Córka Hoppera" - rozpoznała po chwili.
- Czy mogłabyś podać nam współrzędne Iluzjonu w Cyfrowym Morzu? - pałeczkę przejął jakiś chłopak.
Iluzjonistka parsknęła śmiechem.
- Współrzędne? W Cyfrowym Morzu? Myślicie, że to wystarczy? Jeśli odnalezienie Kory lub Lyoko zakwalifikujecie jako "łatwe",  znalezienie Iluzjonu graniczy z niemożliwym! Potrzebujecie specjalnych, zakodowanych bransoletek, jedną z nich ma Yumi i tylko ona może jej używać.
- Można je... odtworzyć? Wystarczy, że podasz nam kod... - tym razem głos należał do innej dziewczyny. Iluzjonistka pomyślała, że kiedyś już ją słyszała... Zaraz, zaraz...
- Amia? - zapytała z niedowierzaniem. - Amia Flore?
Sara po drugiej stronie połączenia zamyśliła się. Tak, głos był bardzo znajomy... i to imię... czy to możliwe, żeby...
- To ty jesteś Echo! Jesteś pierwszym prototypem i...
- Twoją starszą siostrą - westchnęła Echo 1.0

Od mojej podróży do Iluzjonu upłynęło kilka dni. Mama nie nalega, ale widać po niej, że się niecierpliwi. Tak, ja też chcę mieć to za sobą.
Z jednej strony Zarządcy. Nowoczesna technologia, władza nad światem.
A z drugiej Iluzjon, dzieło niezwykłe, zarazem nowoczesne i bardzo stare.
Mapa, by zniszczyć Zarząd. Poskromieni, aby zniszczyć Iluzjonistów.
No i Echo, siostra Sary. O, przepraszam, Amii. No i z pewnością Hopper maczał w tym wszystkim palce. Różowo - włosa sama mówiła, że Echo 1.0 nazwała ją "Aelitą".
- Wszystko to jakieś pokręcone - powiedziałam do Ulricha, który "wspaniałomyślnie" postanowił mnie odprowadzić.
- Najgorsze jest to, że nie znamy wszystkich szczegółów - Stern zamyślił się. - jak Zarządcy dotarli do Iluzjonu. Co zamierzają zrobić, gdy już go zniszczą...
- Przejąć rolę Iluzjonistów? - podsunęłam. - Nawet niezły plan.
- I co dalej?
- Iluzjoniści mogą wszystko, prawda? No i są też Kreatywni Inaczej...
- Ich też pozabijają?
- Niewykluczone.
- Fajnie byłoby mieć kogoś takiego po naszej stronie. Wiesz, neutralnej.
- Zarządcę?
- Nie, Kreatywnego Inaczej.  A najlepiej całą armię.
- Masz rację - zastanowiłam się. - Więc mamy jakiś plan działania!
- Podejmujesz grę? - zapytał Ulrich z uśmiechem. Tak, mnie też brak rozrywki, odkąd zniszczyliśmy "jakąś część XANY".
- Po raz który? Piąty? Czwarty?
-  Szczęśliwi "razów" nie liczą.... - dotarliśmy już pod mój dom. Ulrich pomachał mi na pożegnanie i wrócił do szkoły. Dopiero po kilku minutach spostrzegłam, że nadal stoję przed bramą i uśmiecham się jak głupia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak, wiem, ten też nieco "nieogarnięty", ale zawsze coś. No i fabuła idzie trochę do przodu...
Zauważyłam, że powooooli to rozwijam i postaram się pisać jakoś... inaczej. Nadal szukam "swojego stylu" pisania tego opowiadania... Ech, jakoś dobrnę do końca. Nadal masa rozdziałów przede mną.
No i jeszcze coś... wiem, że to dziwnie brzmi - 20 część części pierwszej.  Kolejny fragment będzie "Dwudziestą pierwszą częścią i pierwszą częścią części drugiej"... tak, muszę pozmieniać te tytuły...
Do zobaczenia!

czwartek, 12 czerwca 2014

Część 19:Mapa PART TWO

Perspektywa Yumi:


- I jak, masz coś? - po raz chyba trzeci spojrzałam z nadzieją na ekran superkomputera.
- Ta, figę! - odparowała Sara. Widocznie była zmęczona trzema godzinami spędzonymi w systemie. Gdy przyszłam do fabryki, opowiedziałam jej całą historię, nie pomijając niczego... prawie niczego. Komu jak komu, ale Sarze naprawdę mogłam zaufać. W końcu nie tylko ja byłam w to zamieszana, prawda? W tej sprawie Sara jest moją bratnią duszą i największą przyjaciółką. - Zaraz... czekaj! Znalazłam!

Po drugiej stronie, w Lyoko, Sara klęczała przed interfejsem w Kartaginie, który teraz był wyłącznie do jej usług. Różne okienka na panelu przemieszczały się z ogromną prędkością, aż nawet  ona sama nie mogła nadążyć. W końcu, po godzinach bezowocnej pracy, wpadła na trop.
- Tak, jest tu wszystko, co powiedziałaś - kontynuowała w zamyśleniu. - A także jakieś nieoficjalne plany Sali Treningowej i szkice kul przypominających Lyoko... Czekaj, zbadam to.

Po chwili, która dla mnie ciągnęła się w nieskończoność (Jeremy w końcu zaprogramował zegarek na pulpicie), przyjaciółka odezwała się znowu:
- Dobra, przesyłam ci coś na wzór holomapy. Aktywuj go.
Na ekranie wyświetlił się transfer jakiegoś pliku. Kliknęłam "zaakceptuj", a po dosłownie trzech sekundach w otworze obok superkompa, gdzie zwykle znajdował się holograficzny obraz sektorów, lub samej Kartaginy, wyświetliły się trzy połączone ze sobą kule.
- Niebieska kryje w sobie mapę krainy podobnej do Lyoko, w zielonej znalazłam jakieś ujęcia świata podobnego do naszego, prawdziwego, tyle, że jakiegoś... dziwnego. Samoloty i Arka Noego, coś w ten deseń. Obie mają jakieś zapory - zaczynałam domyślać się, o jakie zabezpieczenia chodzi. - Natomiast ta trzecia... jest stalowa, jakby z żelaza. Nie mam żadnego szkicu, nie wiem, co jest w jej wnętrzu. Zdobyłam jednak informacje o wirtualizacji w pozostałych dwóch - jest możliwa, ale bez skanerów.
- Czyli?
- Czyli przy pomocy innego urządzenia, teoretycznie małej wielkości i z igłą, którą należy wbić pod skórę, bo w ten sposób pobiera twój kod DNA potrzebny do materializacji w wirtualnym świecie.
- Moja mama mówiła coś o "urządzeniach przenośnych" - przypomniałam sobie długi wywód rodzicielki i zebrało mi się na płacz. Będę silna, będę silna...
- Przed przyjściem do fabryki dostałam SMS-a - oznajmiłam. - Mama mówiła, że mi coś pokaże. Sądzę,  że czeka mnie wyprawa do Iluzjonu.
- Zapewne do niebieskiej części - Sara zastanowiła się.  - Jestem w stanie odebrać słaby sygnał z tego regionu Ilujonu. Wygląda na połączenie nadawane przez Poskromionych. Przed pojawieniem się Meropam było podobnie... - na chwilę umilkła. - Yumi! Zrobimy tak. Wejdź do skanera, a ja ściągnę cię tutaj, do Lyoko. W Wieży w Sektorze Leśnym zrobię skan sygnału, który można złapać po wirtualizacji. W ten sposób namierzę cię w Iluzjonie.
- Dobra - zgodziłam się.
- Aha, Yumi! - zawołała Sara.
- Jeszcze jestem - zapewniłam ją.
- Wiesz, te informacje dostałam zaledwie przed chwilą. Myślisz, że to...
- Moja matka - skinęłam głową. - Wiem.

Po półgodzinie spacerowałam już do domu. Było mi nieco lżej po rozmowie z Sarą, która zaowocowała zdobyciem nowych informacji.
Mama nie robiła mi wyrzutów, gdy przyszłam, nawet na mnie nie spojrzała.
- Przyjdź jutro po lekcjach. Od razu - oznajmiła tylko. Nie odpowiedziałam, tylko pobiegłam na górę, do pokoju.
Nazajutrz poinformowałam grupę o zajściu.
- No to jak? - Aelita spojrzała na pozostałych i na Węgierki, które nawet przygotowały się, by opowiedzieć nam swoją historię, ale po mojej opowieści uznały, że nie znamy tylko kilku szczegółów i zostały, aby posłuchać - Po szkole do fabryki?

Po raz kolejny spotkałam się z mamą w kuchni.
- Gotowa? Wysyłam cię do Sali Treningowej - oznajmiła, gdy weszłam do pomieszczenia.
- Co to jest Sala Treningowa? W jakiej części się znajduje? - zapytałam, gdy zawiązywała mi fioletową bransoletkę na nadgarstku. Pozornie przeciętna, tandetna ozdoba, złożona jednak była z purpurowych drucików, a pod nimi znajdowała się mała, ostra igła. Wiedziałam już, do czego służy i nie bałam się. No, może odrobinkę...
- A więc odnalazłyście dane, które wam przesłałam - mruknęła matka z aprobatą. - Sale Treningowe są w obu kulach, ty wybierasz się do Niebieskiej. Aha, nie pytaj o srebrną. Nie warto, to więzienie dla najbardziej nieposłusznych Iluzjonistów.
Trochę to pogmatwane, ale spoko, można zrozumieć.
Mama podeszła do laptopa i poruszyła myszką. Zamiast barwnego wygaszacza na ekranie pojawił się ciąg cyfr, które zmieniały się z taką prędkością, że nawet Einsteinowi pomieszałoby się w głowie. Nie wiem, czy ona cokolwiek z tego rozumiała, ale otworzyła inne okno, które przypominało mi nieco panel wirtualizacji w Lyoko. Różnice były znikome - kart postaci były setki, ułożone równo po obu stronach panelu.  Pośrodku widniała tylko jedna, większa karta. Wizerunek awatara był tutaj oznaczony znakiem zapytania, a paski zdrowia i mocy były jednakowo szare. Pod spodem obracał się cyfrowy napis:
CZY ROZPOCZĄĆ WIRTUALIZACJĘ?
- Gotowa? - zapytała moja matka, zwracając się na chwilę do mnie. - Pamiętaj, po twojej wirtualizacji nikt inny nie będzie mógł używać tej bransoletki. Tylko ty.
Wzięłam głęboki oddech, powtarzając sobie w głowie wszystkie te znikome informacje, które miałam o regionie, w którym niebawem się znajdę.
- Gotowa, odpalaj.
Kobieta wpisała kilka kodów i zatwierdziła je. Widziałam, jak moja karta postaci ładuje się powoli, a bransoleta zaczyna świecić dziwnym blaskiem.
- Unieś rękę do przodu - poinstruowała mnie mama. Wyprostowałam ramię, a snop światła z bransolety padł na moje stopy i przesuwał się wzdłuż mojego ciała. Gdy urządzenie skończyło skan mojej głowy, karta postaci załadowała się. Poczułam znajome ciepło... i zniknęłam.

Zwirtualizowałam się w pomieszczeniu przypominającym nieco Kartaginę. Sięgnęłam do miejsca, w którym powinien znajdować się mój wachlarz. Kieszeń była pusta.
- Halo?! Mamo! Co mam zrobić? - zawołałam. Odpowiedziała mi głucha cisza.
- Tak właśnie myślałam - mruknęłam i spojrzałam na swój nadgarstek. Bransoletka nadal żarzyła się ciepłym, purpurowym światłem. Przeszłam kilka kroków i rozejrzałam się wokół - otaczały mnie różnej wielkości prostopadłościenne słupy. Skrzyżowałam ramiona.
- Sala Treningowa... jak znam życie, zaraz coś się tutaj pojawi. Tylko jak mam walczyć bez broni?
Jak na zawołanie usłyszałam dziwnie znane, przerażające jęki. Co to, test wytrzymałości? Jeśli Meropam mnie zaatakuje, nie postoję tu długo. A muszę czekać, aż Sara odbierze sygnał i zlokalizuje mnie w Morzu Cyfrowym. Dopiero wtedy mogę liczyć na wsparcie.
Ogromna meduza wynurzyła się po chwili zza jednej ze ścian. Była taka, jaką ją zapamiętałam - monstrualna i czerwona. W dodatku opancerzona. Jedynym sposobem na pozbycie się jej jest obcięcie wszystkich macek. Tylko czym, do licha?!
Potwór zbliżał się do mnie, a ja intuicyjnie cofałam się, aż dotknęłam plecami chłodnej ściany. Zapamiętać - w Iluzjonie działają wszystkie zmysły. W Lyoko korzystaliśmy tylko ze wzroku i słuchu - dzięki specjalnej ochronie, która uniemożliwiała nam czucie obrażeń po atakach. Więc czysto teoretycznie nie jestem teraz odporna na ból.
Możesz wszystko... usłyszałam w głowie czyjś słaby głos. Nie należał ani do moje matki, ani do Sary, czy nawet do Meropam, która wprawdzie gadała dużo, tyle, że nie po mojemu.
- Ha, mogę wszystko? Wyjaśnisz mi, o co chodzi? - rzuciłam w przestrzeń.
Skoncentruj się.
- Łatwo ci mówić, nie stoi przed tobą wielka ośmiornica.
Skąd wiesz?
Westchnęłam i zrezygnowana zamknęłam oczy. Niby mogę wszystko... czyli mogę czarować, tak? Na początek chcę mój wachlarz.
Nie tak, po prostu go sobie wyobraź.
Jaki jest mój wachlarz? Mały, biało - fioletowy, może być  kwiatki. Ostry jak brzytwa. Może być?
Wyobraź sobie, że go masz. - głos wydawał się mocno zniecierpliwiony.
Dobra, niech będzie. Mam go w dłoni, czuję go, zaraz nim rzucę i zabiję Meropam...
Nikogo nie obchodzi, co z nim zrobisz.
Zignorowałam głos i skupiłam się jeszcze bardziej. Wachlarz, wachlarz...
Nagle przeszły mnie dreszcze. Zdezorientowana otworzyłam oczy. W ostatniej chwili złapałam broń, którą prawie upuściłam.
Trochę ci to zajęło.
Rzeczywiście, potwór stał już niemal dokładnie przede mną. Nie namyślając się długo, zamachnęłam się i za jednym zamachem obcięłam wszystkie macki. Meropam rozpłynęła się w powietrzu.
- Dobra, zaliczyłam. Kim jesteś? - spytałam, oczekując odpowiedzi. - Ej, odezwij się!
Jestem Iluzjonistką. Jedyną, która może tu przebywać.
- Dlaczego?
- Jestem strażnikiem. Władcy Systemu nie wysyłają tutaj nikogo z Realii, więc wybrali mnie i moją siostrę, abyśmy pilnowały, żeby nikt nieproszony się tu nie pojawił. Wierz mi, od chyba stuleci w Iluzjonie nic się nie dzieje. Nie mam nawet z kim walczyć, ani komu pomagać. Jestem sama, nie licząc Iluzjońskich Strażników, którzy służą mi za armię. Marną, ale zawsze coś, prawda?
Tym razem naprawdę ją słyszałam - była bardzo niedaleko, widocznie szła za moim głosem i odgłosami Meropam.
Wiem, że używasz telekinezy. Połączyłam się ze światem, w którym kiedyś walczyłaś przeciwko Nim.  Swoją drogą, dobrze, że nie zostawiają cię na pastwę losu. Dobrze jest mieć przyjaciół. Przesyłam Sarze dane. 
- Hej, słyszę cię wyraźnie! Nie musisz gadać mi w głowie! - zamrugałam oczami.
Uważaj, co mówisz! Oni nie słyszą mnie, kiedy porozumiewam się z tobą w ten sposób. Wierz mi, zrobią wszystko, żeby przeciągnąć cię na swoją stronę.
- Oni?
Zarząd XANY. Wiesz, że twój największy wróg został stworzony przez Iluzjonistów? Dopiero, gdy ludzie znaleźli dojście do Iluzjonu, został zmieniony w potwora. Teraz jest na ich usługach. Część, z którą walczyliście, została zniszczona, oczywiście oprócz Poskromionych. To jednak tylko nikła część Ich mocy.
Skoro są tacy potężni, to czego ode mnie chcą?
Potrzebują ludzi, którzy są w stanie się nam przeciwstawić. Zniszczyliście cząstkę naprawdę wielkiego, złożonego programu. Widzisz, Iluzjonistów oraz Ich wiąże umowa, dzięki której jeszcze żyjemy - jesteśmy posłuszni, a Oni nas nie niszczą. Wy możecie nas zabić, oni nie.
Możecie wszystko...
Ale dotrzymujemy obietnic.
Nie, chodzi mi o to, że nie da się was pokonać.
Da się. Wystarczy, że zdobędziecie poparcie Neutralnych, czyli Poskromionych. Jeśli przejdziesz na Ich stronę, twoi przyjaciele pójdą za tobą, a gdy odnajdziecie Neutralnych, będzie to nasz koniec.
A jak zniszczyć Zarząd?
Trzeba odnaleźć Mapę. Mapę Iluzjonu i Systemu Czterech Słabości.
Iluzjonistka wyszła zza jednego z bloków i spojrzała mi w oczy.
Twój wybór.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że rozdział trochę nieogarnięty, ale muszę jakoś rozpocząć akcję.  Jakoś tak wyszło, że prawidziwa wyprawa do Iluzjonu będzie miała miejsce w następnych dwóch rozdziałach - mam nadzieję, że bardziej zrozumiałych.
Yumi posługuje się wytłuszczonym drukiem w rozmowach telepatycznych  z Iluzjonistami.

środa, 4 czerwca 2014

Część 19: Mapa, PART ONE

Perspektywa Yumi.
Po przemianie Sary szybko zrozumieliśmy,  że Potworki XANY nie stanowią już dla nas zagrożenia.  Minęło kilka dni, bez walk i żadnych aktywowanych na kolorowo wież. Było aż za spokojnie.
Przez całe popołudnie zastanawiałam się, kiedy opowiedzieć przyjaciołom o rozmowie z moją mamą. Wprawdzie wróciłam do domu i nie otrzymałam bury od rodzicielki, ale... coś złego wisiało w powietrzu. Unikałyśmy się wzrokiem, plotkowałyśmy rzadko, aby nie wzbudzić podejrzeń reszty rodzinki.
Po obiedzie podeszłam do Jeremiego i reszty, ostatecznie chcąc powiedzieć im prawdę.
- Spoko,  Yumi  - uśmiechnęła się Aelita, gdy zaczęłam dukać coś o Systemie XANY.- Ulrich wszystko nam wyjaśnił.
Spojrzałam z wdzięcznością na Niemca- od czasu naszej krótkiej pogadanki stał się naprawdę dobrym przyjacielem.  Jakby wiedział, że trudno jest mi to wszystko znieść, czułam się tak, jakbym nie miała matki. Pomyśleć, że jeszcze niedawno uznałabym to wszystko za mrzonki i pomysł jakiegoś szaleńca... ale Sara ma misję i nie mogę jej zawieść. Nawet, jeśli oznacza to koniec Lyoko, które od kilku lat jest głównym tematem naszych rozmów.
Może to dziwne, ale od kilku dni uwielbiam szkołę.  Dzięki żmudnej pracy w ławce mogę zapomnieć o prześladujących mnie godzinach niezręcznego milczenia w domu.
Toteż nienawidzę chwil powrotu i perspektywy kolejnych godzin samotności. Zwłaszcza bez Lyoko, gdzie mogłabym zapomnieć o problemach.
Przyjaciele chyba bardzo dobrze wyczuwali mój nastrój.  William rozśmieszał mnie swoimi buntami podczas lekcji, do tego nie miałam chwili wytchnienia na przerwach, tyle robili zamieszania.
- Odprowadzić cię?  - zaproponował Ulrich po zakończeniu lekcji.
- Jasne- wzruszyłam ramionami, w głębi duszy ciesząc się z towarzystwa przyjaciela.
Szliśmy przez park, podziwiając roślinność wokół nas. Niedawno szkoła wynajęła nowego ogrodnika i pobliskie tereny wyglądały przepięknie. 
- Facet zna się na robocie- mruknął Niemiec.
- Ogrodnik? Racja, jest dużo lepiej -  przyznałam. - Ale nie wszystkie krzewy są równo przycięte, a większość nawet nie rośnie.
- Obszar przy drodze jest zadbany  - zauważył Ulrich. Na tej rozmowie o błahostkach minęła nam cała droga. Przyszła pora pożegnania.
- Yumi, wiesz... powodzenia, no... nie martw się, wymyślimy coś - wymamrotał brunet i uśmiechnął się lekko.
- Dam radę -  zapewniłam go, choć sama przestawałam już w to wierzyć.

Ledwo weszłam do domu, już czekała mnie rozmowa z mamą, której tak się obawiałam (i rozmowy, i mamy, dla ścisłości).
Zarządca zawołała mnie do kuchni, pod pretekstem pomocy przy obiedzie, ale ja i tak wiedziałam, co się święci.
Na stole rozłożyła komputer i kilka dziwnych szkiców i papierów. Na ekranie migały różne barwy, układając się w kolorowe strumienie i  obłoki, ustawione jako wygaszacz. Zapewne moja mama celowo ukryła przede mną, po co jej cały ten sprzęt. Spojrzałam na nią pytająco.
- Yumi - zaczęła z wahaniem. - Niedługo będziesz musiała podjąć trudne decyzje, które przesądzą o losach zarówno twoich, jak i moich. Ale zanim o cokolwiek zapytasz - powiedziała szybko. - Posłuchaj mnie uważnie. Wprawdzie nie powinnam ci tutaj tego mówić, ale... kiedyś trzeba, prawda? - kobieta oparła się o ścianę i przymknęła powieki.
- Nad tym Projektem pracuję wiele lat, dokładnie odkąd się tu przeprowadziliśmy - podjęła po chwili. - Naszym zadaniem jest ochrona tego świata przed pewnymi ludźmi, których nazywamy Iluzjonistami. 
Są oni, jak się pewnie domyślasz,  ściśle związani z Iluzjonem. Dopóki sprawujemy władzę nad Systemem XANY, nie próbują wydostać się na wolność. Czasem wzniecają bunty, ale... powiedzmy, że wiemy, jak im zaradzić. Są nam posłuszni, póki tego od nich wymagamy.
Musisz wiedzieć, że Iluzjon nie jest taki, jak ci się wydaje. Owszem, jakaś jego część jest podobna do wirtualnych światów, które obserwujemy, a także do naszego, realnego świata, który Iluzjoniści zwą Realią. Iluzjon jest jakby... pomiędzy. Ale jedna cecha odróżnia go od innych światów:Wszystko, co sobie wyobrazisz, stanie się naprawdę. Iluzjoniści opanowali sztukę tworzenia rzeczywistości do perfekcji, ale nie mogą używać jej poza Iluzjonem. Są więźniami we własnym świecie, chociaż wystarczy tylko, że o czymś pomyślą, i uda im się wydostać. Na szczęście wiedzą, z kim mają do czynienia.
Co by tu jeszcze... aha - nasz Projekt działa bardzo długo, ale nie jest tak wiekowy, jak Iluzjon. W przeszłości Iluzjoniści żyli na Ziemi, wśród innych ludzi. Pozornie zwykli mieszkańcy, a jednak ich zdolności wykraczały poza ojczystą ziemię, czyniąc ich niezwyciężonymi. 
Iluzjoniści łączyli się ze zwykłymi ludźmi, często zatajając przed nimi swoje zdolności. Ich dzieci, owszem, były inne, ale nie wyróżniały się wśród rówieśników. Tak więc wiele umarło, nie odkrywszy swego talentu, który w kolejnych pokoleniach nie malał i pozostawał dziedziczny.
Ciekawostką jest, że mimo, iż żaden Iluzjonista nie żyje już w Realii, ich potomstwo nadal ukrywa się wśród ludzi. Nazywamy ich KI, czyli Kreatywnymi Inaczej. Niektórzy, tak jak wszystkie Echo, pół - roboty, pół - KI, pracują dla nas. 
Pani Ishiyama urwała i otworzyła oczy, jakby czekając na moje pytania. Dobrze się składa, bo miałam ich kilka.
- Byłaś kiedyś w Iluzjonie? - zapytałam.
- Tak - skinęła głową. - Pod pewnymi względami wirtualizacja w Iluzjonie jest łatwiejsza od tej w Lyoko, jeśli używasz urządzeń przenośnych. Jednak potomstwo Iluzjonistów zostaje wirtualizowane w bardziej brutalny sposób, o którym nie mogę mówić.
Miałam więcej takich pytań, ale jedna kwestia nie dawała mi spokoju przez cały monolog mojej rodzicielki, mimo, iż słuchałam jej uważnie.
- Mamo? - odezwałam się po chwili niezręcznej ciszy. - Jakie decyzje muszę podjąć?
Ku mojemu zdziwieniu odpowiedziała.
- Przeprowadzamy się do Japonii, do nowego oddziału Systemu XANY. Gdybyś nie stała po stronie Lyoko, nie miałabyś nic do gadania, jednak teraz wybór należy do ciebie - albo jedziesz z nami i otrzymujesz przepustkę, dzięki której poznasz sekrety pracy setek ludzi, albo...
- Albo co?
- Albo zapiszemy cię do internatu i staniemy po przeciwnych stronach.
Minęła spora chwila, zanim zrozumiałam, o co chodzi.

Franz Hopper trzymał stronę Iluzjonistów, o ile nie był jednym z nich.
Jeśli tu zostanę, stanę się zdrajczynią własnej rodziny, bo od jakiegoś czasu ojciec pracuje tam, gdzie mama, czyli w Zarządzie XANY... w skrócie moi najbliżsi staną się moimi wrogami.
- Ty decydujesz, po której staniesz stronie.
Muszę to przemyśleć. 
- Idę do pokoju, wezmę sobie obiad - rzucam na odchodnym.
Nie, nie zostanę w domu. Znam osobę, która pomoże mi, ma przecież dostęp do wszystkich danych. 
W drodze do fabryki dostaję SMS-a:
Wróć na noc do domu, tacę postawię na krześle w Twoim pokoju. Jutro zaprowadzę Cię tam - poznasz wszystkie wady i zalety każdej ze stron. Uszanuję Twój wybór.
Mama

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, że całe to paplanie p. Ishiyama jest troooszkę nudne, ale wierzcie - ja sama muszę zaplanować, jak to wszystko będzie wyglądać.
To jak, w Part Two wybieramy się do Iluzjonu? :)